Biblia - przekład czy interpretacja tłumacza? cz.2

Biblia - przekład czy interpretacja tłumacza? cz.2

Leszek Jańczuk 05 marca 2015

Nie chcę wdawać się tutaj w naukowe zawiłości ani w przydługie wywody na temat technik przekładowych. Chcę jednak zwrócić uwagę na niektóre, moim zdaniem istotne fakty i podpowiedzieć, w jaki sposób można traktować przekłady Pisma Świętego.

Wpływ tradycji i kultury

W przekładach, nie tylko biblijnych, bardzo wielką rolę odgrywa tradycja. Toteż niektóre teksty są tłumaczone niewłaściwie i rzadko pojawia się ktoś, kto odważyłby się na przekład niezgodny z tradycją, ale bardziej poprawny - naraziłby się tym samym na krytykę i złe przyjęcie. W Biblii, przykładem miejsca które od starożytności jest niewłaściwie przekładane, jest np. Łk 15,23.27.30. - chodzi o znaną przypowieść o synu marnotrawnym. W każdym z tych trzech miejsc, tekst grecki stosuje θυω, co znaczy ‘złożyć w ofierze’, tymczasem wszystkie przekłady starożytne, średniowieczne i współczesne, tłumaczą ten termin przez ‘zabić’. To powoduje wielką zmianę znaczeniową tego tekstu (przypowieści o synu marnotrawnym), bo wówczas cielę nie jest zabijane w tym celu, aby je złożyć w ofierze za syna (cielę to symbolizuje Chrystusa, który został zabity w ofierze za pogan, tj. synów marnotrawnych), lecz dla zjedzenia podczas uczty. Pomimo usilnych poszukiwań nie udało mi się, ani też innym tłumaczom znaleźć przekładu, który właściwie tłumaczyłby θυω.

Nawet w tej samej epoce, u ludów żyjących w innej kulturze to samo słowo czy pojęcie może mieć inne znaczenie. W naszym XX wieku dobrym tego przykładem może być słowo ‘przepraszam’ u ludzi wychowanych po obu stronach ‘żelaznej kurtyny’. Ludzie Zachodu bardzo łatwo i bez większego wstydu wypowiadają to słowo, nawet wtedy, gdy niczym specjalnym nie zawinili, natomiast dla homo sovieticus wypowiedzenie tego słowa przychodzi bardzo ciężko i pociąga dlań wielkie upokorzenie, graniczące z utratą własnej tożsamości. Na Zachodzie słowo to uległo pewnej dewaluacji i zatraciło swe pierwotne znaczenie, natomiast na Wschodzie uzyskało nieprawdopodobne zaostrzenie i zostało tak wyolbrzymione, że jeszcze trochę, a wypadłoby z potocznego języka jako zanadto upokarzające. Wydaje się, że przynajmniej w przypadku tego słowa homo polonicus jest najbliższy prawdy.

Prawda nie jest wynikiem dochodzenia

Nasze ludzkie poznanie, warto to sobie uświadomić, zawsze opiera się na jakimś punkcie wyjściowym i jakimś punkcie docelowym, do którego zazwyczaj nieświadomie zmierzamy. W miarę upływu czasu ulega ono pewnym, czasem niewielkim, a czasem bardzo znacznym przekształceniom. Ale w danej konkretnej chwili poznanie to będzie zawieszone w jednym konkretnym punkcie. Wszelkich ocen dokonywać więc będziemy z owego ograniczonego i na dodatek chwilowego punktu widzenia. W tej sytuacji żaden człowiek nigdy nie może powiedzieć, że posiada całkowite zrozumienie, że uchwycił istotę prawdy, etc. Takie mówienie dowodzi jedynie tego, że ktoś jest pełen pychy. Nasze poznanie jest szczątkowe, możemy poznać co najwyżej jakiś fragment prawdy. Warto też przy tym uświadomić, że to co jest dla mnie autentyczne, nie musi być autentyczne dla drugiej osoby i wcale to nie oznacza, że ta druga osoba tkwi w błędzie. Prawda subiektywna może być jednocześnie po obu stronach, choć po żadnej nie będzie prawdy obiektywnej. Inaczej jest z Bogiem który jest wszystkim, we wszystkim i ponad wszystkim. ON swoją istotą obejmuje całą rzeczywistość. Prawdy obiektywnej, choćby w jej najbardziej zasadniczych aspektach, nie da się ograniczyć do jednego punktu.

Czy przekładać dosłownie?

Czasem spotyka się postawy, iż wszystko w Biblii należy przekładać dosłownie (ad litteram). Tymczasem w Biblii znajdujemy wiele symboli i określeń, których żadną miarą nie należy interpretować dosłownie, np. ‘naród z dalekiej północy’, ‘postawił ziemię na kolumnach’, ‘rozciągnął nad ziemią sklepienie’, ‘siedem pagórków’, etc.

Przekład dosłowny, wbrew zamierzeniom tłumacza, czy interpretatora, prowadzi do tego, że dodaje się do tekstu biblijnego treści, które w nim nigdy się nie znajdowały. Niektórzy „egzegeci” wyrzucają z Biblii wszystko to, co ich zdaniem jest pochodzenia neoplatońskiego, inni natomiast pod hasłem „litera zabija, a duch ożywia” pomijają pewne zapisane w Biblii fakty, a dodają do niej to, co ich „widzimisię” podpowie. W efekcie takich poczynań i jedni, i drudzy przekręcają wszystko.


To tylko kilka faktów, z których warto zdawać sobie sprawę, oceniając przekład Pisma Świętego. Zapraszam również do lektury pierwszej części eseju - i do dyskusji.

  • TAGI: Biblia | Historia | Tradycja | Tłumaczenie
Leszek Jańczuk

Autor: Leszek Jańczuk

Urodził się 26 listopada 1965 roku w Hajnówce. Oddał swe serce Chrystusowi podczas ewangelizacji B. Grahama w Białymstoku w 1978 roku. Jest duchownym Kościoła Zielonoświątkowego, absolwentem Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Ukończył studia podyplomowe na Vrije Universiteit w Amsterdamie (1998-1999). Tytuł doktora uzyskał w grudniu 2005 r. Jest jednym z tłumaczy Biblii Ekumenicznej. Od 2010 r. członek stowarzyszony Stowarzyszenia Biblistów Polskich. Wykładowca Wyższej Szkoły Teologiczno-Społecznej w Warszawie.
Lubi filozofię. Czyta dialogi Platona i powieści Dostojewskiego. Najchętniej słucha muzyki Bacha, Beethovena i Mendelssohna. Lubi biegi długodystansowe, pasjonuje się przyrodą Puszczy Białowieskiej, słucha kazań Billy’ego Grahama, edytuje Wikipedię.


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zamieszczanych treści bez zezwolenia zabronione.