Szlachetna sztuka samoograniczania

Mieczysław Czajko 07 sierpnia 2014

Od wspomnień do apelu

Potrzebujemy samoograniczenia, bo gdy inni nas ograniczają, jest dużo trudniej. Możemy ich wówczas potraktować nie jako przyjaciół, lecz wrogów.

 


Stefan i Eugeniusz

Stefan Kiślak (1906 - 1994) urodzony w Nowogródku, legenda zielonoświątkowego zboru „Betania” w Szczecinie (niektóre elementy tej legendy podałem w swej autobiografii), nawrócił się i przyjął chrzest wiary jako dziewiętnastolatek w Wielkiej Izwie koło tego miasteczka.

Po czternastu latach od tego momentu rozpoczęła się II wojna światowa, a że były to tereny pogranicza, nastały więc lata chaosu pod każdym względem. Odbiły się w różnoraki sposób na życiu młodego człowieka, czego efektem między innymi było małżeństwo z niewiastą, która chyba nie identyfikowała się z żadnym wyznaniem.

Po wojnie znalazł się w Szczecinie, zamieszkał niedaleko zboru, ale nie utrzymywał z nim żadnego kontaktu. Kiedy po przełomie 1956 roku możliwe były przyjazdy gości z innych krajów, od Aleksego Ciszuka, ewangelisty z tamtych stron, który ożenił się w czasie okupacji z misjonarką ze Szwecji i wyjechał do stolicy tego kraju, dowiedzieliśmy się o Stefanie. Nasz miły gość uczynił wszystko, aby odnaleźć późniejszą legendę naszej społeczności i zachęcić go do osobistej społeczności z Bogiem i Jego Kościołem, co nastąpiło 25 marca 1965 roku.

W tym samym dniu został przyjęty do naszego zboru Eugeniusz Pawłowski (1926 – 2013) wraz z żoną Walentyną, swą rówieśniczką, którą dużo później o pół roku wyprzedził  w drodze do wieczności. Różnica polegała jednak na tym, że ochrzczony w 1948 roku miał już za sobą pobyt w areszcie w czasie prześladowań ewangelikalnych chrześcijan w 1950 roku, a potem posługę przełożonego zboru w Stargardzie Szczecińskim.

I wtedy, i potem, był cenionym kaznodzieją Słowa Bożego. Nigdy też nie miał przerwy, urlopu (jak to niekiedy żartobliwie określamy) w swym chrześcijańskim życiu i posłudze, bez względu na ponoszone różnorakie koszty. W naszym mieście znalazł się po zmianie stałego miejsca zamieszkania.

Stefan miał, na szczęście krótki, okres przesadnej troski, szczególnie o młodzież. Była ona niekiedy uciążliwa, brakowało z jego strony zachęty, pomocy, stawała się zakonnym wymaganiem i w praktyce przynosiła destrukcję. I właśnie wtedy Eugeniusz, jeszcze nie prezbiter, pięknie zachęcił go do samoograniczenia. Poradził mu, by wszystkim się zajmował, ale darował sobie tak realizowaną troskę o młode pokolenie, bo w tej kwestii nie może być autorytetem.

Dobra rada, właściwie podana sugestia przyniosła dobry skutek. Stefan stał się legendą naszego zboru, bo w wielu innych dziedzinach z błogosławieństwem się realizował. Ja natomiast posługuję się tym przykładem, mówiąc o potrzebie samoograniczania się w chrześcijańskim życiu i posłudze. Oto trzy wybrane dodatkowo ilustracje.

Kaznodzieja krytyk

Opowiadano mi o słowiańskim kaznodziei, bo nie mam pewności, czy jest Polakiem, który wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Po pewnym czasie zaczął odwiedzać nasz kraj, a dominującym elementem jego zwiastowania była krytyka chrześcijaństwa w kraju swego aktualnego pobytu. Opisywał ze swadą kaznodziejską jak jest, a z jeszcze z większym zaangażowaniem – jak powinno być. Wreszcie ktoś odważny poradził mu, by przybył nad Wisłę, skoro mu tam tak źle. I w tym przypadku potrzebne było mu samoograniczenie.

Już ja ciebie poprawię

Znałem i znam kilku pastorów, których służba zakończyła się odwołaniem, choć służyli
wcześniej w kilku społecznościach. Można by było użyć mocniejszych słów do opisu ich dramatycznych przeżyć. Zawsze cieszyłem się, że przetrwali ten duchowy sztorm, ale zawsze też czułem niesmak, gdy brali się za pouczanie innych pastorów o tym, jak powinna wyglądać duszpasterska i kaznodziejska powinność. Brakowało im właśnie samoograniczenia.

Nie nauczaj, czego nie potrafisz

Nie brakuje też osób ze stratami w swym życiu małżeńskim i rodzinnym. Niekiedy miało to miejsce przed nawróceniem do Jezusa, czasami też po tym przeżyciu. I choć nie są to łatwe doświadczenia, zawsze doznawałem radości, gdy dowiadywałem się, że trwali w Panu. Zawsze jednak wzbudzali moją irytację, kiedy brali się za pouczanie innych w tych dziedzinach. Teorię bowiem najlepiej zweryfikować w osobistej praktyce. Jakże i w tym przypadku rozlegało się wołanie o samoograniczenie, bo gdy inni nas ograniczają, jest dużo trudniej. Możemy ich wówczas potraktować nie jako przyjaciół, lecz wrogów.

I tak odległe zdarzenie, przeszłość spotkała się z teraźniejszością we wspólnym wołaniu o potrzebę samoograniczania się w różnych sferach naszego chrześcijańskiego życia.

Mieczysław Czajko

Autor: Mieczysław Czajko

Biskup, duchowny zielonoświątkowy, rocznik 1946, poprzednio m.in. zwierzchnik Kościoła Zielonoświątkowego (2000 – 2008), obecnie pastor Zboru „ Betania” w Szczecinie, wiceprezes Prezydium Komitetu Krajowego Towarzystwa Biblijnego w Polsce, współprzewodniczący Szczecińskiej Inicjatywy Ekumenicznej oraz członek Polskiego Towarzystwa Autobiograficznego. Ma w swym dorobku teksty publicystyczne, recenzje, artykuły naukowe nie tylko z teorii literatury – pokłosie pracy przede wszystkim w wyższej uczelni. Autor autobiografii „ Życie, życie moje…” , redaktor i konsultant książek biograficznych. Obecnie szczególnie interesuje się właśnie biografistyką oraz procesem komunikacji nie tylko homiletycznej.


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zamieszczanych treści bez zezwolenia zabronione.