Gościnności nie zapominajcie, część 1.

Piotr Laszkiewicz 10 września 2015

Rachunek zysków, zagrożeń i strat, który rządzi większością naszych działań, nie wypada na korzyść gościnności - bo ona zawsze kosztuje, naraża na kłopot i niewygodę, zabiera czas, jest obarczona ryzykiem krzywdy ze strony wyzyskiwaczy i złoczyńców. A jednak Pismo Święte wzywa: „gościnności nie zapominajcie".


„Gościnności nie zapominajcie; przez nią bowiem niektórzy,
nie wiedząc o tym, aniołów gościli...” (Hbr 13,2)

Autor Listu do Hebrajczyków przestrzega swoich współczesnych i współwyznawców: „Gościnności nie zapominajcie!”. Zalecenie to już w czasach apostolskich było najwyraźniej potrzebne, a dziś - w XXI wieku - wydaje się co najmniej równie ważne i aktualne.

Czym jest gościnność, o której tu mowa? Dlaczego miałoby grozić jej zapomnienie i jakie miałoby to konsekwencje? Jakie są wyzwania związane z gościnnością, a jakie mogą z niej płynąć korzyści? Czy i dlaczego należałoby ją praktykować, a jeśli tak - to w jaki sposób?

Tradycja gościnności

Gościnność z pewnością była ważna dla naszych przodków. Świadczą o tym niektóre polskie przysłowia ("gość w dom - Bóg w dom") i obiegowe sformułowania, takie jak "tradycyjna polska gościnność" - cecha narodowa, z której jesteśmy skądinąd bardzo dumni. Gdyby nas jednak zapytać, co przez nią rozumiemy, wyobraźnia podsuwa jedynie obraz stołów uginających się od jadła i napitku oraz nieszczęsnego gościa, któremu dotąd nie pozwolimy wstać z krzesła, aż spróbuje każdej potrawy i będzie fizycznie niezdolny do przełknięcia następnego kęsa.

Do tradycji gościnności odwołują się także ważne narodowo-religijne symbole, takie jak puste miejsce i talerz dla gościa przy stole wigilijnym, czy też witanie gościa chlebem i solą podczas rozmaitych uroczystości. Jest to jednak tradycja nieco zakurzona i trącąca myszką - obecna głównie właśnie w słowach i symbolach - wydaje się, że dla nas samych już nie tak bliska, żywa i ważna jak dla naszych przodków. Nie jest zapewne przypadkiem, że wspomniane miejsce dla gościa przy stole wigilijnym prawie zawsze pozostaje puste, a nieużywany talerz i sztućce po skończonej wieczerzy można bez trudu zmywania odłożyć do szafek w kuchni.

Dla wcześniejszych pokoleń praktykowanie gościnności było silnie związane z wiarą, że kiedyś, gdy znajdę się w potrzebie, w obcym miejscu i wśród obcych ludzi, dobry Bóg pozwoli mi doznać od kogoś takiej życzliwości, łaski i opieki, jaką ja sam  okazałem komuś innemu w podobnej sytuacji. Korzenie tego rodzaju wiary w błogosławieństwa gościnności można odnaleźć aż w starożytności, której wiodące cywilizacje i kultury, choć mogły się różnić i często diametralnie różniły co do innych wyznawanych przez siebie wartości, to jednak niemal wszystkie wysoko ceniły gościnność jako niezbędną cnotę ludzi pobożnych i cywilizowanych. W "Odysei" Homera Alkinoj, król wyspiarskiego narodu Feaków, iście po królewsku przyjmuje nieznanego rozbitka (Odyseusza), którego morze wyrzuciło nagiego i poranionego na brzeg jego wyspy, po czym zwraca się do niego w tych słowach:

„A teraz proszę, mów jak należy
Gdzieś bywał i do jakich dotarłeś rubieży?
Nazwij lądy i miasta, które zwędrowałeś
Gdzie łotrów, a gdzie gburów, a gdzie dzicz spotkałeś?
Gdzie znowu lud gościnny, bogów miłujący?(...)"    
[Homer, Odyseja]

Grecy i Rzymianie, Żydzi i Persowie, a także pierwsi chrześcijanie - w swoich mitach, baśniach, legendach i świętych pismach wysławiali, szanowali i w podobny sposób uzasadniali cnotę gościnności. Wszystkie te narody i kultury zgadzały się, że lud, który miłuje bogów, musi być ludem gościnnym, że obcy tułacz, który schronił się pod moją strzechą, godzien jest życzliwego przyjęcia i wszelkiej ochrony z mojej strony, że Bóg czy też bogowie odpłacą łaską i błogosławieństwem temu, kto zaopiekuje się strudzonym podróżnym, a karą i przekleństwem temu, kto, mając odpowiednie  możliwości, takiej opieki i gościny odmówi lub jej praw nie uszanuje.

W czasach, gdy w podróży łatwo było o groźną przygodę - kulawy koń, zgubienie drogi, rozbity okręt, nagła gorączka, napaść przez zbójców itp. - gościnność stanowiła ówczesny odpowiednik darmowej polisy "assistance" od nieszczęśliwych wypadków. Uzasadnienie względami religijnymi w jakiejś mierze zapewniało respektowanie tej polisy przez wszystkie cywilizowane narody. Nieznany gość w postrzępionej odzieży zawsze poniewczasie mógł się okazać królem, herosem, aniołem, a nawet bóstwem nawiedzającym nasz dom – na wszelki wypadek należało go zatem potraktować odpowiednio dobrze, by zaskarbić sobie Boże błogosławieństwo i nie narazić na Boży gniew.

W "Odysei" obdarty i postarzały dziadek, wzgardzony i posadzony gdzieś na uboczu okazuje się być powracającym po długiej tułaczce Odyseuszem, który wkrótce rozprawi się ze zuchwalcami, co zgotowali mu tak niegodne przyjęcie. W świecie opowieści Homera bogowie po wielekroć przyjmują postać ludzką, służąc swym ulubieńcom radą i pomocą oraz bacząc, jak też zostaną potraktowani, po czym jakimś niezwykłym znakiem objawiają swą boską naturę i znikają sprzed oczu śmiertelników. W historii Abrahama i Lota gościnnie przyjęci obcy podróżni okazują się być aniołami, wysłanymi by odnowić, przemienić lub uratować życie gospodarzy. Uczniowie w drodze do Emaus namawiają obcego podróżnego, by został z nimi i zjadł z nimi wieczerzę, a kiedy podawał im chleb "otworzyły się ich oczy i poznali Go. Lecz On znikł sprzed ich oczu."(Łk 24:30-31). Tubylcy maltańscy widząc, że jeden z ugoszczonych przez nich rozbitków (apostoł Paweł) nie doznaje szkody od ukąszenia żmii, są przekonani, że to nikt inny, a jakieś bóstwo nawiedziło ich wyspę (Dz. Ap. 29,1-6).

Gościnność chrześcijańska

Gościnność chrześcijańska, zalecana przez autora Listu do Hebrajczyków, wyraźnie wyrasta z tradycji starożytnej (stąd nawiązanie do historii Abrahama). Jednak ma ona także swój własny, odrębny charakter i nieco odmienne rysy od starożytnych koncepcji w dwóch ważnych aspektach: motywacji i zasięgu.

W starożytności gościnność motywowana była przede wszystkim nadzieją błogosławieństwa i obawą boskiej kary. Nowy Testament podsuwa dodatkowe, ważniejsze jeszcze uzasadnienie - wdzięczność wobec Boga, który jako pierwszy okazał nam gościnność. Apostoł Paweł mówi w liście do Efezjan: "Tak więc już nie jesteście obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga." (Ef 2:19). Bóg okazał gościnność wobec nas - obcych i przychodniów. Dając swego Syna, zaangażował całe swoje serce, żeby móc ugościć nas w swoim domu i posadzić przy swoim stole jako własne dzieci, pełnoprawnych domowników i obywateli swego Królestwa. Nasza gościnność nie musi więc już teraz wynikać z nadziei nagrody ani lęku przed karą, może rodzić się z wdzięczności za tę niezwykłą Bożą gościnność, której sami doświadczyliśmy.

Starożytny światopogląd dopuszczał możliwość, że w każdej chwili bóstwo może dla sobie tylko znanych celów przybrać dowolną postać ludzką. Spotykając drugiego człowieka nigdy zatem nie można było być pewnym, czy to właśnie jakiś bóg nie postanowił spłatać nam figla i sprawdzić, jak się z nim obejdziemy, gdy w ten sposób na chwilę ukryje swą chwałę.

Nowy Testament maluje nieco inny obraz sytuacji. Jezus Chrystus nie wędruje wprawdzie po ziemi ukazując się w rozmaitych ludzkich postaciach na podobieństwo bóstw z opowieści Homera, mówi On jednak  swoim uczniom: "Albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść, pragnąłem, a daliście mi pić, byłem przychodniem, a przyjęliście mnie" (Mt 25:35), oraz: "Zaprawdę powiadam wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście." (Mt 25:40). Spotykany przeze mnie człowiek nie jest Chrystusem w przebraniu, ale Chrystus uważnie obserwuje każde takie spotkanie. Każdy mój uczynek wobec owego człowieka - czy jest to obcy czy bliski, biedny czy bogaty, mały czy wielki, cudzoziemiec czy współziomek, chrześcijanin czy innowierca, pobożny czy grzeszny - Chrystus bierze do siebie tak, jakbym to Jemu uczynił (podobnie jak każde moje zaniechanie). W stosunku do koncepcji starożytnych waga i zasięg osobistej odpowiedzialności wobec drugiego człowieka, a także chrześcijańskiej gościnności, zostają tutaj poszerzone do najdalszych możliwych granic. Podobnie jednak jak w tradycji starożytnej Bóg jest gotów odpowiednio odpłacić: łaską - za łaskę, miłosierdziem - za miłosierdzie, wodą i chlebem żywota - za kubek wody i kromkę chleba, ale też smutkiem i gniewem  - za spotkanie z sercem nieczułym, zimnym i obojętnym.

Gościnności nie zapominajcie

Przywołana na początku tych rozważań przestroga z Listu do Hebrajczyków brzmi: "Gościnności nie zapominajcie!" Dlaczego jednak już w czasach apostolskich gościnności miałoby grozić zapomnienie, skoro, jak to przed chwilą zarysowaliśmy, była to cnota tak głęboko zakorzeniona i wysoko ceniona zarówno w cywilizacji  grecko-rzymskiej, jak i hebrajskiej? Dlaczego także w naszej epoce tradycja gościnności nie jest już tak silna i żywa jak była dla naszych dziadków i pradziadków?

Nie od rzeczy byłoby również inne pytanie - jakim sposobem gościnność w ogóle awansowała na tak wysoką pozycję w tak wielu różnych kulturach i cywilizacjach? Mówiliśmy wcześniej o jej zakorzenieniu w religii i użyteczności społecznej w roli polisy od nieszczęśliwych wypadków, ale te wyjaśnienia wydają się co najwyżej dopełniające, same w sobie zaś - niewystarczające. Powszechną akceptację gościnności w tak wielu ludzkich kulturach można by wytłumaczyć inaczej - przyjmując, że ludzkość jako gatunek posiada swoisty - być może zaszczepiony przez Boga - "instynkt gościnności" czy też "instynkt empatii", objawiający się znaną każdemu z nas trudnością zignorowania bliźniego, który staje na naszej drodze patrząc nam w oczy i prosząc o pomoc.  Aby tę pierwotną trudność pokonać, musimy zazwyczaj odwrócić wzrok lub przekonać samych siebie, że ten konkretny bliźni z tych czy innych powodów na taką pomoc nie zasługuje.

Ów pierwotny instynkt gościnności może zostać dodatkowo wzmocniony lub osłabiony przez kulturę, religię, warunki życiowe, oraz historię i specyficzną sytuację danej jednostki lub społeczności. Kulturowo-religijne wzmocnienie gościnności powinno być szczególnie widoczne w tych wspólnotach, w których gościnne postępowanie wspomaga przetrwanie takich wspólnot - a więc na przykład tam, gdzie łatwo o nieszczęśliwy wypadek, w razie którego ludzie muszą polegać na swojej wzajemnej bezinteresownej pomocy.

Takie warunki spełniają społeczeństwa biedne, niezaawansowane technologicznie, o słabych instytucjach państwowych, lub zmagające się na co dzień z kapryśnymi żywiołami natury - np. społeczeństwa koczownicze - w tego typu społecznościach należałoby się zatem spodziewać, że gościnność będzie wysoko ceniona i nieprędko zostanie zapomniana. Natomiast im bardziej dane społeczeństwo staje się syte, silne, dostatnie, osiadłe, rozwinięte i bezpieczne - tym bardziej zbędne staje się gościnne postępowanie dla przetrwania tego społeczeństwa, a co za tym idzie, tym łatwiej o zapomnienie gościnności.

Zakorzeniony w nas instynkt gościnności ma także swoich naturalnych wrogów i konkurentów. Obcy w naturalny sposób wzbudza nieufność - nie znam tego człowieka, nie wiem jakie ma zamiary - dobre czy złe, nie wiem czego się po nim spodziewać. Jest to ktoś niezrozumiały, kto może być zagrożeniem. Skłonność do ksenofobii, często dodatkowo podsycana i nadmiernie rozniecana w celach politycznych - jest podstawowym naturalnym wrogiem instynktu gościnności.

Złe doświadczenia z przeszłości - wykorzystania, nadużycia, krzywdy czy też niewdzięczność, których doznaliśmy - mogą dodatkowo skłaniać do nieufności i zamknięcia się na gościnność.

Potencjalną konkurencję dla instynktu gościnności stanowią także znacznie potężniejsze imperatywy dbania o dobro własne i dobro bliskich - mało kto zdecyduje się zaryzykować gościnność w sytuacji, gdy ma powody przypuszczać, że może to zagrozić jego własnemu dobru lub dobru jego bliskich.

Wydaje się, że właśnie wśród wymienionych wyżej czynników należałoby szukać przyczyn, dla których już w czasach apostolskich chrześcijańskiej gościnności mogło grozić zapomnienie. Małe, rozproszone i stale zagrożone prześladowaniami ze strony Żydów i pogan wspólnoty chrześcijańskie miały wiele powodów, by obawiać się szpiegów, fałszywych braci i wytrawnych wyzyskiwaczy, pragnących utuczyć się kosztem naiwnych członków dziwnej nowej sekty.

Dzisiejsze czasy, dominujący światopogląd i sposób życia społeczeństw rozwiniętych wydają się być dla przechowania żywej tradycji gościnności środowiskiem bardzo nieprzyjaznym. Gościnność nie jest już nam dzisiaj niezbędna do przetrwania - mamy zaawansowane technologie, rozwiniętą sieć dróg i hoteli, rozmaite ubezpieczenia od nieszczęśliwych wypadków, sprawne instytucje państwowe. Rachunek zysków, zagrożeń i strat, który rządzi większością naszych działań, nie wypada na korzyść gościnności - bo ona zawsze kosztuje, naraża na kłopot i niewygodę, zabiera czas, jest obarczona ryzykiem krzywdy ze strony wyzyskiwaczy i złoczyńców. Wielu polityków i demagogów próbuje zbić swój kapitał polityczny wskazując nam wrogów i podsycając naszą naturalną skłonność do ksenofobii. Ponadto, dominujący obecnie materialistyczny i racjonalistyczny światopogląd nie daje nadziei na korzyści z gościnności - bo skoro nie ma Boga ani bogów, to najprawdopodobniej nikt mi nigdy za moją gościnność nie odpłaci. Lepiej zatem wspierać siebie i swoich bliskich, niż tracić czas na ludzi, którzy nie mogą mi się do niczego przydać, z którymi nie mam - i nie chcę mieć - nic wspólnego.

Istota gościnności

Do tej pory nie próbowaliśmy bliżej zdefiniować pojęcia gościnności - po części dlatego, że słowo to jest wciąż jeszcze w powszechnym użyciu i wydaje się intuicyjnie zrozumiałe. Jakie jednak jest to intuicyjne zrozumienie? Mówiąc o kimś, że jest człowiekiem gościnnym, zwykle mamy na myśli, że jego dom jest otwarty dla gości - myślimy o człowieku, który chętnie zaprasza do siebie znajomych na obiad czy kolację, czy też jest gotów zaoferować podróżującym znajomym nocleg.

Gdyby jednak ten sam człowiek pobierał od swoich gości opłaty, lub zapraszał tylko tych, których usługi mogą mu się w jakiś sposób przydać, to zapewnie nie cenilibyśmy gościnności takiego człowieka równie wysoko. Ważną cechą prawdziwej gościnności wydaje się bezinteresowność.

Wzajemną gościnność w gronie rodzinnym czy wśród bliskich przyjaciół uważamy za coś bardzo naturalnego, coś, co nie jest żadną szczególną cnotą, a jedynie wypełnianiem wzajemnych zobowiązań i inwestowaniem we wzmacnianie więzi z bliskimi. Człowieka, który gotów jest okazać pomoc i gościnność obcym, nieznanym sobie osobom nazwiemy człowiekiem niezwykle gościnnym - tak jak to zanotował autor Dziejów Apostolskich o tubylcach maltańskich, którzy zaopiekowali się obcymi rozbitkami: "Tubylcy zaś okazali nam niezwykłą życzliwość; rozpaliwszy bowiem ognisko, zajęli się nami wszystkimi, bo deszcz zaczął padać i było zimno" (Dz.Ap. 28, 2). Możemy więc powiedzieć, że wymiar gościnności jest tym większy, im dalej ugaszczanemu od najbliższej wspólnoty gospodarza. Tę cechę gościnności uwydatnia język grecki, w którym słowo oznaczające gościnność to xenofilia - co można by przetłumaczyć jako "przyjaźń wobec obcych".

Istotę gościnności możemy zatem zdefiniować jako postawę lub dyspozycję serca, charakteryzującą się otwartością, życzliwością i gotowością do okazania konkretnej pomocy człowiekowi, którego spotykam na mojej drodze - zwłaszcza obcemu, przybyszowi, przychodniowi.

Tak zdefiniowana gościnność nie ogranicza się do granic domu czy mieszkania, a możliwości jej okazywania nie ograniczają się do zaoferowania noclegu i posiłku. Można być gościnnym będąc w podróży (jak miłosierny Samarytanin), lub będąc przychodniem na obcej ziemi (jak Lot), można okazać gościnność przez gotowość do rozmowy, poświęcenie czasu i uwagi, dowolne konkretne wyjście naprzeciw potrzebom napotkanej osoby, która potrzebuje naszej pomocy.

Prawdziwa gościnność jest dobrowolna, niewymuszona, nie nastawiona na zysk i nie wynikająca z poczucia winy, hojna, gotowa wziąć odpowiedzialność i ponieść ewentualne koszty. Gościnność jest otwarta, dopuszczająca do wspólnoty, nie zna ludzi "drugiej kategorii" - obca jest jej logika zamkniętych twierdz, gett, kast i klubów wzajemnej adoracji.

Gościnność - lub niegościnność - zaczyna się na poziomie indywidualnym, ale można też mówić o gościnności lub otwartości całych grup, wspólnot, narodów, czy kultur. Biblia zachęca do praktykowania gościnności zarówno w wymiarze indywidualnym, jak wspólnotowym:  Bóg Izraela przestrzega swój lud, by łaskawie obchodził się z przychodniem i przybyszem, pamiętając, że sami byli niegdyś obcymi i przychodniami w Egipcie.


Część druga - już wkrótce! Zapraszamy.

  • TAGI: Gość | Gościnność | Lęk | Otwartość | Podróż | Pomoc
Piotr Laszkiewicz

Autor: Piotr Laszkiewicz

Mąż Natallii, z zawodu programista, warszawiak, amator dobrej książki i ożywionych dyskusji, ciekawy świata, ludzi i innych kultur. W trakcie studiów spotkał studentów-misjonarzy i uwierzył ich Ewangelii - że Jezus Chrystus może i chce przemienić życie i wnętrze każdego człowieka, który szczerze zaprosi Go w modlitwie do swojego serca. Wypowiedział taką modlitwę i na własnej skórze przekonał się (i doświadcza codziennie), że to proste zwiastowanie rzeczywiście jest prawdziwe. Członek zboru zielonoświątkowego przy ul. Siennej w Warszawie.


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zamieszczanych treści bez zezwolenia zabronione.