Na marszu z okazji Święta Niepodległości po raz kolejny spłonęła tęcza na placu Zbawiciela. Zaprojektowana przez Julitę Wójcik, miała uświetnić polską prezydencję w Unii Europejskiej.
Chociaż instalacja pojawiła się w okresie takich warszawskich wydarzeń jak parada równości, obchody święta Bożego Ciała i otwarcia Euro 2012, autorka podkreślała fakt, że jej celem było, aby “tęcza nie była zaangażowana społecznie czy politycznie, aby była całkowicie wolna od jakichkolwiek narzuconych znaczeń. Po prostu - aby była piękna". Dla jednych była ona jak tęcza, która ukazuje się w pierwszych promieniach słońca po deszczu: była symbolem piękna, uśmiechu Boga, nadziei, pokoju, pojednania. Dla innych stała się źródłem złych myśli, złych uczuć, potraktowana jako symbol środowisk mniejszości seksualnych walczących o swoje prawa.
Została spalona przez ludzi, którzy uznali ten czyn za przejaw prawdziwego patriotyzmu i wierności zasadom chrześcijańskim. Dla innych był to przejaw wandalizmu, agresji, braku poszanowania dla innych i ich wartości. Część warszawiaków w ramach protestu zaczęła umieszczać świeże kwiaty na spalonych obręczach, inna część zapowiedziała, że gdy miasto odbuduje instalację, podpali ją znowu.
Przy tej okazji na myśl przychodzi mi inny przykład. Od kilku lat pastorzy zborów warszawskich spotykają się na wieczorze adwentowym, by przy wspólnym stole pośmiać się, pośpiewać, wymienić upominki, podzielić tym, co dzieje się w ich życiu. Modlą się o siebie nawzajem, swoje rodziny i zbory, zacieśniają więzi. Widząc wielką wartość tych spotkań i relacji, któryś z uczestników zamieścił zdjęcie w Internecie. Nie przypuszczał, że zdjęcie wywoła, poza przychylnymi komentarzami, lawinę krytyki, tylko dlatego, że zostało zrobione na tle świątecznie przystrojonej choinki. Znów, jeden symbol, różne reakcje. Od radości po nienawistne komentarze.
Okazuje się, że te same rzeczy mogą wywołać zupełnie inne reakcje, w zależności od tego jak je zinterpretujemy. W Biblii czytamy, że „dla czystych wszystko jest czyste! Dla nieczystych zaś i niewierzących nie ma nic czystego, bo ich umysły i sumienie są nieczyste. Twierdzą, że znają Boga, ale czynami Go odrzucają, gdyż budzą wstręt, są nieposłuszni i niezdolni do niczego dobrego” (Tyt. 1,15-16). Jeśli jest w kimś nienawiść, niechęć, zazdrość, pycha i egoizm, jeśli jest przekonany, że tylko jego poglądy są prawdziwe i daje sobie prawo do narzucania ich innym, to niezależnie od treści tych poglądów, będzie niósł zło i zniszczenie. Pan Jezus w Kazaniu na Górze zwrócił uwagę na to, że owoce naszego życia, to co robimy i to co mówimy zawsze wskazuje na to, co dzieje się w naszym wnętrzu. „Człowiek dobry z dobrego skarbca serca wydobywa dobro, a zły ze złego wydobywa zło; albowiem z obfitości serca mówią usta jego” (Łuk 6,45). Często, kiedy stykamy się z ludźmi, którzy wyznają inne wartości niż my, możemy odczuwać pokusę, by zamiast próbować się z nimi porozumieć, rozpocząć walkę. Łatwiej jest protestować przeciwko czemuś, trudniej coś konstruktywnego zaoferować. Łatwiej palić niż tworzyć.
Bardzo bym chciała, abyśmy jako ludzie, którzy idą drogą Jezusa byli tymi, którzy ze swego wnętrza wydobywają to, co jest owocem Ducha Świętego działającego w nas: miłość, radość, pokój, cierpliwość, łagodność, uprzejmość. Żeby taki stosunek do ludzi nas charakteryzował, nawet jeśli ktoś prezentuje zupełnie odmienne poglądy od naszych.