Marzy mi się chrześcijaństwo nieopresyjne - czyli pokorne. Czyli nie walczące, ale proponujące. Wierzę bowiem, że jeżeli ewangelia ma moc zmieniać ludzi (nas… mnie!), to niepotrzebne jej są agresywne zachowania. Jezus Chrystus w człowieku to bowiem zmieniony umysł i zmienione serce. A tego się nie zadekretuje.