Choć wizja dotyczy przyszłości, tego o czym marzymy, tego do czego dążymy, to jednak nie można o niej mówić nonszalancko, omijając przeszłość i teraźniejszość.
John Maxwell umieścił w jednym z wykładów dla liderów definicję wizji, z którą mocno się identyfikuję, bo oddaje ona istotę mojego własnego doświadczenia w służbie: „Wizja to dostrzeganie przyszłości w teraźniejszości zbudowanej na przeszłości".
Podoba mi się w tej definicji uwzględnienie trzech wymiarów czasu. Bo choć wizja dotyczy przyszłości, tego o czym marzymy, tego do czego dążymy, to jednak nie można o niej mówić nonszalancko omijając dwa inne aspekty czasowe.
O przyszłości nie można mówić bez uwzględnienia przeszłości, a więc miejsca, z którego wyszliśmy, drogi jaką przeszliśmy, doświadczeń jakie mamy za sobą i tożsamości jaką posiadamy. Muszę widzieć skąd idę, by dalsza droga była wypadkową kierunku jaki wcześniej był obrany i by nie wywróciła do góry nogami pracy wcześniejszych pokoleń.
O przyszłości nie można mówić bez uwzględnienia teraźniejszości, a więc miejsca, w którym jesteśmy, potencjału który posiadamy, ludzi, którymi dysponujemy i autorytetu jaki mamy. Nasza wizja przyszłości musi być skrojona do możliwości jakie posiadamy, żebyśmy nie skończyli jak budowniczy wieży, któremu nie starczyło środków na dokończenie swojego dzieła.
Wizja musi też uwzględniać przyszłość, która sięga poza nią, a w której nas już nie będzie. Twoje dzieło nie kończy się na tobie, ale jest częścią perspektywy szerszej niż twoje własne życie. To co robisz realizując swoją wizję musi być kiedyś punktem wyjścia dla pracy następnych pokoleń.
Nie ma nic gorszego jak przywództwo, które godzi się na to, że po nim może zostać choćby i spalona ziemia. To jest porażka lidera i zapowiedź klęski całego dzieła. Dobry przywódca umie pogodzić się ze swoim miejscem w szerszym planie Bożego działania.