Jeśli postawa Anny Zawadzkiej i jej światopogląd sprawią, że zacznę nie cierpieć ludzi, to będzie moja największa porażka.
Obejrzałem w telewizji program Andrzeja Morozowskiego „Tak jest", w którym próbował podjąć rozmowę z Anną Zawadzką, uczestniczką demonstracji kobiet ze środowiska proaborcyjnego podczas mszy w warszawskim kościele św. Anny. Próbował, ale mu się nie udało. Słuchając jego rozmówczyni, zrobiło mi się w środku co najmniej dziwnie. Nie chcę jednak wieszać psów na tej pani lub jej podobnych osobach. Dlaczego?
Po pierwsze: Ponieważ Bóg jest miłosierny. Nie tylko dla mnie, grzesznika, ale i dla innych grzeszników. Po drugie: Ponieważ, przez miłość Boga wyrażoną w tym, że Jezus oddał za mnie swoje życie, zostałem zbawiony, a teraz jestem posłany do takich właśnie ludzi, którzy od miłości Bożej się odwracają (ja sam od tej miłości odwracałem się do 20 roku życia). Tak więc dzisiaj rozmawiam z ludźmi, staram się opowiadać o dostępności zbawienia w Jezusie przez upamiętanie się, wyznanie Go Panem i pójście za Nim. Nie zawsze jest lekko. Wiem jednak, że kiedy zrodzi się we mnie agresja i niechęć do człowieka, stracę jakąkolwiek możliwość dotarcia do takiej osoby.
Po obejrzeniu programu z monologiem pani Zawadzkiej przyglądałem się reakcjom w portalach społecznościowych i w moim własnym wnętrzu. Przypomniałem sobie słowa, które Bóg skierował do Jonasza, gdy ten domagał się sprawiedliwego ognia nad Niniwą i jej mieszkańcami. Dlaczego Jonasz pragnął sądu? Mieszkańcy Niniwy bestialsko mordowali jego rodaków. Było to najokrutniejsze imperium tamtych czasów. W czasie wojen żywcem obdzierali ludzi ze skóry, układając kopce z ich czaszek. Rozumiem więc nie tylko niechęć, ale i nienawiść Jonasza do Niniwy. Rozumiem pragnienie Bożego ognia z nieba, sprowadzającego sprawiedliwą karę na barbarzyńską Asyrię. Jonasz usłyszał jednak od Boga: Jonaszu, a czyż Ja nie powinienem okazać litości Niniwie, wielkiemu miastu, gdzie znajduje się więcej niż 120 tysięcy ludzi, którzy nie odróżniają swej prawej ręki od lewej?. Innymi słowy usłyszał: Jonaszu, jakże Ja miałbym nie żałować tych ludzi? Oni wszyscy są moi, ja ich stworzyłem, ja ich ulepiłem. Chcę ich ratunku patrząc, jak bardzo oddalili się ode Mnie.
Reprezentowane przez panią Zawadzką środowisko jest pogubione. Nie odróżnia prawej ręki od lewej, dobra od zła. Jak pokazał program, wiele innych rzeczy niestety nie odróżnia. Bóg jest jednak cierpliwy. Cierpliwie czeka na zmianę w człowieku i kiedy ona następuje, jest gotów ją przyjąć. Żeby mogła nastąpić - Jezus umarł na Golgocie za wszystkich grzeszników, swoich wrogów - wśród których byłem i ja. Dzięki temu, że Jezus wziął na siebie Boży gniew i karę, która mi się należała i objawił mi swoją miłość, dzisiaj mogę znać prawdziwego Ojca w niebie. Nastąpiła we mnie przemiana. Żyję nowym życiem. Żeby ta przemiana mogła dotykać innych ludzi (chciałbym, żeby dotknęła i panią Annę), potrzeba chrześcijan, którzy wyjdą do ludzi nie z rzucaniem ognia, lecz z sercem powiązanym ze słowem Ewangelii. Nieraz też i słowem upomnienia, ale zawsze ze wskazaniem na Zbawiciela.
Bóg jest cierpliwy. Jak pokaże Księga Jonasza, również wobec proroka. Jak pokaże życie, również wobec mnie. Wobec nas, chrześcijan, Bóg również wykazuje wiele cierpliwości. Jak bowiem trudno Mu było dotrzeć do Jonasza, tak trudno Mu dotrzeć i do nas. Szczególnie wtedy, gdy słuchamy osób jak Anna Zawadzka i coś się w nas burzy (to jest coś normalnego), ale na tym nie koniec. Z burzy rodzi się ogień destrukcyjnych myśli, słów, rozmów, konkretnych działań: ironii, pogardy, skreślenia człowieka. Chrześcijanin, który nie cierpi ludzi? Czy to możliwe? Jeśli postawa Anny Zawadzkiej i jej światopogląd sprawią, że zacznę nie cierpieć ludzi, to będzie moja największa porażka.
Proponuję, abyśmy, kiedy rodzi się w nas "nie cierpienie", biegli z nim jak najprędzej... do Boga. Nie do internetu, nie do drugiego człowieka. Ale do Boga. On leczy także serca chrześcijan i cały czas posyła nas do "naszej Niniwy". Jezus nie umierał tylko za nas, ale też za innych, aby każdy w Nim mógł dostąpić ratunku.