Wpadka

Wpadka

Arkadiusz Kuczyński 15 grudnia 2012

Zakochani żyjący w czystości to nie lada zjawisko w dzisiejszym świecie, a otaczająca nas kultura w żaden sposób nie wspiera takich postaw. Jeśli młodzi ludzie chcą żyć w zgodzie z Bożymi zasadami, potrzebują nie tylko własnej decyzji i pomocy Ducha Świętego, ale też realistycznego osądu sytuacji.


Wpadka. Nieplanowana ciąża. Czy coś takiego może się przytrafić parze wierzących ludzi, gorliwych chrześcijan?

A czy jest możliwe, by Kościół był wolny od grzechu? Kiedy czytamy Pismo Święte, zarówno Stary jak i Nowy Testament, widzimy, że lud Boży nigdy nie był wolny od upadków, także upadków o charakterze seksualnym. Co prawda w Biblii nie znajdujemy opisu typowej ,,wpadki”, ale, np. Apostoł Paweł szczegółowo opisuje różne sytuacje związane z grzechami seksualnymi i wyraźnie zachęca do ucieczki przed wszeteczeństwem.

Co to dokładnie jest „wszeteczeństwo”?

Wszeteczeństwo to jedno z określeń używanych w Piśmie Świętym w tłumaczeniach greckiego słowa porneia, które oznacza rozpustę, rozwiązłość, nierząd, prostytucję i współżycie pozamałżeńskie.
Jeśli tego rodzaju grzechy miały miejsce w pierwotnym Kościele, to nie łudźmy się, że współcześni chrześcijanie mogą być od nich całkowicie wolni. Musimy zdawać sobie sprawę z duchowych realiów Kościoła, pamiętać, że jest to twór Bosko-ludzki. Choć zbudowany jest na Jezusie Chrystusie, składa się z żywych kamieni, ludzi obciążonych skłonnością do grzechu.

O czym świadczy taki grzech? Czy to porażka duszpasterska Kościoła?

A czy Piotr, który zaparł się Jezusa, czy upadek Judasza, liczne sytuacje potknięć i błędów popełnianych przez apostołów, świadczą o porażce duszpasterskiej ich Mistrza? To jaskrawy przykład, ale pokazuje pewien nawyk przesuwania odpowiedzialności na innych. Często widać ten sam nawyk w rozmowach o naszym kraju – chcielibyśmy tak zorganizować państwo, by myślało za ludzi. Tymczasem istotą chrześcijańskiego życia jest to, że każdy człowiek ponosi odpowiedzialność za swoje życie. Niezależnie od tego, czy Kościół jest, czy go nie ma, czy dobrze funkcjonuje, czy nie. Odpowiedzialny jest człowiek, który dokonał złego wyboru i to on musi się zmierzyć z konsekwencjami.
Ale oczywiście Kościół może zawieść. Przede wszystkim wtedy, gdy w ogóle nie mówi o grzechu, albo gdy nazywa czarne białym, a białe czarnym. Kościół jest odpowiedzialny za zdrowe nauczanie. Najlepiej jest myśleć zawczasu, wyprzedzać fakty i mówić z kazalnicy o etyce seksualnej. Biblia naprawdę daje szanse, mówi otwarcie o wszystkich aspektach naszego życia. Kazalnica nie jest świętsza od Biblii, przekazujmy więc całą Ewangelię, całą wolę Bożą, która obejmuje wszystkie aspekty życia.

A jeśli zło się już dokona?

Wtedy potrzebna jest reakcja duszpasterska. Zostawienie w takim momencie grzesznika samemu sobie może być większą porażką niż sam upadek.

Może taka osoba tak naprawdę nigdy się nie nawróciła?

Nieraz spotykałem się z takim myśleniem. Niektórzy wierzący wątpią, że ci, którzy odstąpili od Boga, mogli być kiedykolwiek blisko Niego. Ale to nieprawda. Grzech nie omija chrześcijan. Bardzo wyraźnie widać to w Liście św.Pawła do Koryntian. W tym zborze były znane wszystkie dary Ducha Świętego, nie ma wątpliwości, że byli to odrodzeni ludzie, że należeli do Chrystusa. A jednak był wśród nich taki grzech, który nawet dla pogańskiego świata był zgorszeniem. Sam apostoł Paweł był zaskoczony tym poziomem niemoralności.

I gdzie podziała się świętość?

Mówimy o grzechu, który się zdarza, ale przecież nie jest normą w naszych społecznościach. Większość par w Kościele wykazuje się wielką wiarą i odwagą, walczą o czystość i udaje im się zachować ją aż do ślubu. Podejmują dobre decyzje i w nich trwają. Właśnie to jest chrześcijańska norma. To trochę jak z katastrofami lotniczymi. Opowiada się tylko o wypadkach, a tymczasem tysiące samolotów każdego dnia bezpiecznie startują i lądują.

Ale co mają zrobić ci, którzy się rozbili? Dowiadują się, że za kilka miesięcy na świecie pojawi się namacalny dowód ich grzechu.

Równie dobrze mogli upaść, zgrzeszyć i wcale nie zajść w ciążę. Nie chodzi tylko o widoczne efekty podjętego współżycia. Niezależnie od tego, czy taka para „wpadła” czy nie, powinni jak najszybciej szukać pomocy, porozmawiać ze swoim duszpasterzem. Jeśli nie mają do niego pełnego zaufania, niech znajdą kogoś innego w ramach swojej społeczności. Zatajenie tego, co się stało, jest rodzajem kompromisu, który będzie się tylko pogłębiał. Taki kompromis będzie niszczył relację tych dwojga ludzi i ich relacje z ludźmi i z Bogiem. Zdecydowanie lepiej od razu zmierzyć się z grzechem.

Czasami ciąża jest dla takiej pary błogosławieństwem, bo już się nie da ukryć tego, co się stało. Łatwiej jest pokutować, przyznać, że się zrobiło źle. Nie ma już miejsca na racjonalizację, na mówienie, że może to nie było takie złe, bo Pan Bóg nas zachował. Czasami odkrycie, że zbliżenie przyniosło konkretny efekt, jakim jest ciąża, zmusza do konfrontacji z sytuacją.

Ta konfrontacja raczej będzie bolesna.

Pewnie tak. Funkcją chrześcijańskiej dyscypliny nie jest jednak usunięcie danej osoby z Kościoła, ale jej przyciągnięcie do Kościoła, zachowanie w wierze.

Staram się patrzeć na takie sytuacje z perspektywy tego, co mówi Pan Jezus. On przedstawia nam zarys procesu duszpasterskiego w 18 rozdziale Ewangelii św. Mateusza. Opisany tam przez naszego Jezusa proces jest bardzo pomocny i ważny, ale niestety nie zawsze się go trzymamy w naszych kościołach. Bardzo często przeskakujemy z punktu alfa od razu do samego końca, do punktu omega. Co to znaczy? Jezus zaleca, by napomnieć grzeszników na osobności i dać im okazję do pokuty. A my od razu stawiamy ich przed zborem, publicznie napiętnujemy i traktujemy jak niewierzących. Ciekawe, że zwykle postępujemy tak w przypadku grzechów seksualnych. Mniej uwagi poświęcamy kradzieży, plotce, zabijaniu słowem. Może to wyraz świadomości, że z grzechami cielesnymi nie radzimy sobie najbardziej?

Duszpasterskie oddziaływanie jest dużo skuteczniejsze niż publiczne piętnowanie. Trzeba rozumieć, że ludzie, którzy upadli, umierają – psychicznie i emocjonalnie – kiedy uświadamiają sobie swój grzech. Wyznanie tego grzechu już jest dla nich rodzajem emocjonalnej kary. Przed nimi jeszcze bolesny i nieraz skomplikowany proces zmierzenia się z konsekwencjami grzechu.

A jak pastor zachowuje się w takich sytuacjach?

Staram się trzymać tej ewangelicznej instrukcji, o której już wspomniałem. Jeśli w pierwszym kontakcie widzę autentyczny żal i skruchę, sprawa zostaje na poziomie opieki duszpasterskiej, pracy z taką parą i wsparcia w procesie pokuty i uleczenia. Osobiście opiekuję się takimi ludźmi i prawie nigdy nie ma potrzeby podejmować kolejnego kroku, jakim jest napomnienie w obecności świadków, a już tym bardziej upublicznienie na forum całej społeczności.

Oczywiście można nałożyć jakieś duszpasterskie zobowiązania, konieczna może być czasowa izolacja od jakiejś służby. Każdy przypadek jest inny, zbory mają też różne tradycje w tej kwestii. Najważniejsze, by trzymać się prostej, Bożej instrukcji, a nie stosować się do tego, czego chcą inni ludzie.

Jeśli para pokutuje, będę ich wspierał w ich w zobowiązaniu do życia w czystości i prowadził w kierunku zawarcia małżeństwa. Generalnie kieruję się starotestamentową zasadą prawa mojżeszowego, która mówi, że współżycie między panną i kawalerem zobowiązuje do ślubu. Mowa o tym w 2 Księdze Mojżeszowej 22,16-17. Zasada jest prosta – jeśli współżyję z kimś, muszę wziąć za tę osobę odpowiedzialność. To nie musi być kara na zasadzie publicznego biczowania, ale postanowienie, że biorę tę osobę na całe życie. W jakimś sensie skaziłem jej czystość i teraz muszę zatroszczyć się o jej przyszłość.

Czy to znaczy, że małżeństwo jest zawsze dobrym rozwiązaniem?

Nie, oczywiście, że nie. Możemy próbować pójść w tym kierunku, próbować uzdrowić relację. Grzech może jednak wprowadzić wzajemną niechęć, może to być też jakiś rodzaj uwiedzenia, młodzieńcze zaślepienie. Czasem widać ewidentnie, że z tej relacji nic się już nie poskleja.
Miałem kiedyś sytuację, gdy para była gotowa wziąć odpowiedzialność za dziecko, natomiast stanowczo nie chcieli kontynuować swojej relacji, nie było mowy o ślubie. Nie udało się doprowadzić do pojednania. Nikogo nie można zmusić do małżeństwa.

Generalnie jednak, wśród wierzących ludzi, takie nieplanowane ciąże to wpadki przedślubne. Ci ludzie i tak planowali wspólne życie małżeńskie, szli już w tym kierunku i w jakiś nieostrożny, głupi sposób, doprowadzili do swojego upadku. Wtedy praca nad przyszłym małżeństwem jest jak najbardziej sensowna.

Może łatwiej w ogóle do niczego się nie przyznawać i pozbyć się ciąży, która jest dowodem grzechu?

Takie rozwiązanie byłoby tragiczne. Nigdy nie spotkałem się z takim myśleniem w Kościele. Być może takie myśli przebiegają młodym przez głowę w pierwszych chwilach przerażenia, oby jednak nigdy nie były realizowane.
Zdecydowanie częściej zdarza się, że pary próbują ukryć ciążę, żeby się nie wydało przed ślubem. Wtedy się dzieje tak, jak w każdej małej społeczności – wszyscy liczą. I nagle okazuje się, że w 5 czy 6 miesiącu ciąży rodzi się nie wcześniak, a doskonale rozwinięte dziecko.

I co wtedy?

Jest skandal. Można się spodziewać plotek, nieprzyjemnych sytuacji. Jeśli nie było wcześniej duszpasterskiej rozmowy, jeśli pastor jest tym zaskoczony, nie dziwię się, że dochodzi do pewnego upublicznienia. Kłamstwo w końcu wychodzi na jaw. Słyszałem o takich przypadkach w przeszłości, jeszcze w praktyce duszpasterskiej mojego poprzednika, pastora Edwarda Czajko. Dzisiaj wiele się zmieniło i myślę, że młodzi ludzie są bardziej uświadomieni, a przy tym darzą służbę duszpasterską sporym zaufaniem.

I to bardzo dobrze, bo nie ponoszą takich konsekwencji, jakie by ponieśli, gdyby poszli drogą tajemnicy. Nawet kiedy ich grzech się upubliczni, a przecież w końcu to się stanie, jako pastor mogę ich ochraniać, powiedzieć: „Wiem o tym od początku, są pod moją opieką”. Tym bardziej warto zaufać. Duszpasterze naprawdę mają dużo styczności z ludzkim grzechem i można w takich sytuacjach liczyć na ich empatię.

A mogło być zupełnie inaczej.

Wszyscy są mądrzy po fakcie. Zakochani żyjący w czystości to nie lada zjawisko w dzisiejszym świecie, a otaczająca nas kultura w żaden sposób nie wspiera takich postaw. Jeśli młodzi ludzie chcą żyć w zgodzie z Bożymi zasadami, potrzebują nie tylko własnej decyzji i pomocy Ducha Świętego, ale też realistycznego osądu sytuacji, bo czasem kompletnie nie widzą, że sami stawiają się w niebezpiecznej sytuacji. W mniejszych, bardziej hermetycznych środowiskach jest trochę łatwiej, ale duże miasta dają warunki anonimowości, znacznie większą prywatność. Studenci żyją samodzielnie, mają kawalerki, samodzielne mieszkania i nikt ich nie zapyta, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami. Naprawdę nie chodzi mi o to, by usprawiedliwiać mieszkańców dużych miast. Proszę tylko: zachowajcie ostrożność w myśleniu!

I niezależnie od tego, co się wydarzyło...

...szukajcie pomocy w Kościele, w osobie zaufanego duszpasterza. Efektem takiego spotkania jest autentyczna pokuta, całe niebo się raduje. Oto pozyskaliśmy brata, oto pozyskaliśmy siostrę!

 


Rozmawiała Weronika Czajko

 

Arkadiusz Kuczyński

Autor: Arkadiusz Kuczyński

Urodził się i wychowywał w Trójmieście. Tam też nawrócił się podczas nauki w szkole średniej, w 1984 roku. Po ukończeniu szkoły średniej odbył zasadniczą służbę wojskową, podczas której odebrał wyraźne powołanie do służby Bogu. Absolwent studiów teologicznych (WST, ChAT), duchowny, członek Prezydium Naczelnej Rady Kościoła Zielonoświątkowego w RP i wykładowca w WSTS. Od 1994 drugi pastor Zboru Stołecznego Kościoła Zielonoświątkowego przy ul. Siennej. 21 października 2001 r. został wprowadzony w urząd pierwszego pastora tej społeczności. Żonaty z Bogną, która wraz z nim tworzy i realizuje wizję i kierunek działania Zboru Stołecznego. Oboje są szczęśliwymi rodzicami Moniki, Szymona i Piotra.


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zamieszczanych treści bez zezwolenia zabronione.