Ap. Paweł musiał być fanem sportu, bo w jego pismach odnajdujemy sporo metafor związanych z tą dziedziną ludzkiej aktywności. W taki właśnie sposób opisuje on swoją i naszą służbę Bogu. Czytamy o tym choćby w 2 Liście do Tymoteusza 4,7-8; 2,5 czy 1 Liście do Koryntian 9,24-27.
Jednym z takich obrazów jest odniesienie do biegu i biegaczy, którzy w nagrodę za zwycięstwo, za dobiegnięcie do mety, otrzymują wieniec chwały - nagrodę z ręki Tego, dla którego się trudzimy.
Podobnej metafory użył kiedyś pastor Edward Czajko, gdy wyjaśniał mi swoje spojrzenie na charakter i sposób realizacji swojej służby i powołania.
Powiedział, że w swojej duchowej karierze widział ludzi, którzy zabierali się do służby na podobieństwo sprinterów biegnących na sto metrów. Zaczynali mocno, szybko i intensywnie, ale wkrótce tracili siły, wypalali się i rezygnowali z powołania, bo się przeliczyli, bo nie rozłożyli sił na długi dystans.
Według niego, życie i służba to bieg długodystansowy, to maraton, podczas którego trzeba właściwie rozłożyć siły, trzymać jednostajne i spokojne tempo, nie rezygnować mimo bolesnych momentów, ale wytrwale i cierpliwie zmierzać do celu.
Przyjąłem tę wizję, jako obraz swojego życia i służby, co pomaga mi nie ulegać presji różnych mód kościelnych, nie eksperymentować na żywym organizmie kościoła, nie zazdrościć innym - zbyt mocno - ich sukcesów i wpływów, nie winić siebie za to, co jest ode mnie niezależne. Dzięki temu mogę skupić się na tym, co jest moim powołaniem i być otwartym na wszystko, co Bóg chce przeze mnie zrobić. Wiem, że On czyni wszystko doskonale w swoim czasie i na swój własny sposób.