Znów rozmawiamy o aborcji. A może bardziej krzyczymy, niż rozmawiamy.
Projekt ustawy całkowicie zakazującej przerywania ciąży stał się nową linią frontu w konflikcie fundamentalnych wartości, orientacji politycznych, pomysłów na życie społeczne w naszym kraju. Temat dotyczy wbrew pozorom nie tylko kobiet i nie tylko matek.
Kawa na ławę
Wierzę, że jest Bóg, który jest nieskończenie dobry, mądry i święty. On jest Autorem każdego życia, od pierwszej do ostatniej godziny. Działa doskonale, pomimo lub razem ze słabością, chorobą, cierpieniem. Działa też w ludzkich błędach, nawet najgorszych. Nie zawsze Go rozumiem, ale zawsze mogę Mu ufać. Nie dlatego, że tak mi kazał ksiądz czy pastor i nie dlatego, że boję się krytycznej refleksji. Wierzę, bo Go poznałam i doświadczyłam, bo widzę Jego geniusz w każdym detalu stworzenia. Bo w moich ciemnych dolinach był tuż obok mnie, a Jego miłość triumfuje nad lękiem i śmiercią.
Wierzę, że On zna po imieniu każdego człowieka, i skoro włożył w tzw. „zlepek komórek” cały potencjał rozwoju, miłości, mądrości, osobowości, kreatywności i wszystkiego, co może dokonać na tym świecie jeden człowiek, to nie musimy brnąć w niemożliwe do zweryfikowania dywagacje, czy dusza pojawia się w dwa czy dwanaście tygodni po zapłodnieniu. Wystarczy proste „nie zabijaj”.
Wierzę też, że seks jest cudownym darem, przeznaczonym dla ludzi, którzy się kochają i chcą wziąć za siebie odpowiedzialność na całe życie. Z seksem wiążą się różne rzeczy: radość, bliskość, rozkosz i… dzieci. Wszystko to jest piękne, a zakładając dobre zdrowie i w miarę rozsądne planowanie, nie powinno prowadzić do większych kryzysów. Nad aborcją w ogóle nie trzeba by się było zastanawiać. Ach!
Kłopot w tym, że świat jest bardziej skomplikowany. Większość ludzi nie buduje swojego życia w oparciu o te przekonania. Ci natomiast, którzy się z nimi utożsamiają, popełniają błędy, nieraz katastrofalne. No i wszyscy, niezmiennie i demokratycznie, padamy ofiarami zdarzeń zupełnie od nas niezależnych, przemocy, choroby, przestępstwa. Z tych wszystkich powodów przerywanie ciąży jest praktykowane i rozważane jako dopuszczalne rozwiązanie. Choć nie jest dopuszczalne dla mnie, najwyraźniej jest dopuszczalne dla innych.
Czy prawo ma znaczenie?
Nie jestem prawnikiem, ale nie trzeba wielkich kompetencji, by zauważyć, że obowiązujące prawo ma wpływ na porządek moralny w społeczeństwie, na to, co nazywamy dobrem i złem. Nie zawsze i nie od razu, ale z grubsza. Od jakiegoś czasu prawo zakazuje bicia dzieci przez rodziców i można się spodziewać, że w końcu to przekonanie stanie się oczywistością. Wyznacza pewien standard, który z pewnością nie będzie realizowany w pełni, ale przynajmniej można się będzie do niego odnieść. Podobnie z prawami kobiet, z handlem ludźmi, z dostępem do świadczeń zdrowotnych czy edukacji, z definicją małżeństwa i płci.
Dlatego, chociaż w formułowaniu mojej opinii na temat aborcji kieruję się przede wszystkim wiarą (a będę się upierać, że zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy aborcji kierują się wiarą), zależy mi na tym, by obowiązujące prawo było mniej więcej zgodne z moimi przekonaniami. Myślę, że taka postawa jest uczciwa i nie ma w niej nic zaskakującego. Żyjemy w społeczeństwie pluralistycznym, gdzie każdy może wyrażać swój punkt widzenia i zabiegać o to, by inni zechcieli go uznać.
Więc tak, oczywiście, że wolę, by moje dzieci wychowywały się w świecie, w którym generalnie szanuje się życie, także to najbardziej bezbronne. Wolę, by nie doszło w Polsce nigdy do takich nadużyć, jakie mają miejsce w USA, gdzie dokonuje się aborcji także w 4 miesiącu ciąży, czyli na sporych już dzieciach, które odczuwają lęk i ból. W erze skutecznej antykoncepcji, czy nawet środków wczesnoporonnych, pozostaje to dla mnie niepojętym barbarzyństwem. I owszem, wolę, by nie używano badań prenatalnych do „selekcji” dzieci, albo bardziej elementarnie - by nie dokonywano aborcji w oparciu o płeć dziecka z obrazu USG, jak się wciąż dzieje na ogromną skalę choćby w Indiach. Prawo jest ważne i osobiście cieszę się, że mogę żyć w kraju, w którym prawo nie jest aż tak dalece oderwane od mojego świata wartości.
Podkreślę raz jeszcze, że dobrze jest o to zabiegać, choć trzeba się liczyć z tym, że nie zawsze będzie to możliwe. Jako chrześcijanie musimy sobie zdawać sprawę, że prawo ludzkie nigdy nie będzie w pełni tożsame z prawem boskim. Dążenie do tego byłoby przejawem jakiejś głębokiej naiwności, a może i fanatyzmu. Jaskrawym przykładem jest praktyka tzw. Państwa Islamskiego: Ubrała się niestosownie? Na śmierć! Modli się do niewłaściwego boga? Na śmierć! Żyje niemoralnie? Na śmierć!
Bohaterstwo obowiązkowe
Przymus lub jego brak sprawia, że identyczne sytuacje czytamy zupełnie inaczej. Wyobraźmy sobie, że ciąża stanowi zagrożenie dla zdrowia matki, ale ta w modlitwie postanawia zaufać, spróbować, dać Bogu przestrzeń do działania. Cud uzdrowienia się niestety nie wydarza. Kobieta traci zdrowie, ale cieszy się z dziecka i żyje dalej w miłości i spełnieniu. Inna kobieta w podobnej sytuacji kieruje się innymi wartościami. Rodzi, bo musi, bo nie zdobyła się na nielegalną aborcję, a państwo nie pozwoliło jej wybrać własnego zdrowia. Płaci cenę, na którą nie była gotowa, a razem z nią płaci jej dziecko, obciążone jej osobistą tragedią.
To jedna z tych sytuacji, gdy oprócz mnie i moich przekonań, prawo musi pomieścić innych ludzi i sytuacje, w których trudno powiedzieć, co jest dobre, a co złe. Nawet jeśli wiadomo co jest lepsze, wymaga to jakiegoś bohaterstwa, którego przecież nie można ustawowo nakazać.
Więcej współczucia, mniej potępienia
Aborcja potwornie mnie zasmuca. Zasmuca mnie też retoryka zwolenników przerywania ciąży, gdy sięgają argumentów o prawie do dawania i odbierania życia według własnego uznania. Czuję wtedy, że między nami pojawia się przepaść, którą bardzo trudno przeskoczyć. Ale równie mocno zasmuca mnie okrucieństwo i bezduszność urzędników, oficjeli, duchownych i ludzi postronnych. Zasmuca mnie traktowanie drugiego człowieka z pogardą i egoizmem - zarówno człowieka-płodu, jak i człowieka-kobiety (że nie wspomnę o człowieku-ojcu, który już w ogóle nie mieści się w tej całej debacie).
Dlatego, w mojej wrażliwości, zaostrzanie obecnie obowiązujących przepisów antyaborcyjnych to pójście o krok za daleko. To nakładanie na ludzi jarzma, którego sami nigdy nie wybrali. Nie warto tego robić, nawet w imię słusznych racji. Sądzę też, że jeśli jako społeczeństwo umówiliśmy się na okoliczności dopuszczające decyzję o aborcji, to kobietom, które ją podejmują, należy się sprawna i fachowa pomoc, szacunek i wsparcie.
Potrzebujemy mniej “walki z”, a więcej “walki o”. Mniej walki z aborcją, więcej walki o człowieka, o jego serce, o jego przyszłość. Gdy tak się wszyscy spektakularnie kłócimy o aborcję, w moim ewangelicznym kościele działa cały zespół wolontariuszy, gotowych wspierać kobiety w kryzysowej sytuacji - z całego serca polecam uwadze Misję „Nie jesteś sama" - http://niejestessama.org. To ma dla mnie więcej sensu, niż ciskanie kamieniami w grzeszników - zwłaszcza że ciskają nimi tacy sami grzesznicy (no, może grzeszą inaczej, ale tak samo paskudnie). Tego rodzaju inicjatywy służą ludziom zamiast ich oceniać, i dlatego są tak piękne - i skuteczniejsze niż zakazy i groźby. Wierzę, że to przyniesie wspaniały owoc.
ze wzajemnością
Zawsze jest szansa, że również ktoś o liberalnych poglądach doczytał aż dotąd, a jeśli tak - dziękuję! Okazje takie jak ta potęgują w ludziach poczucie przynależności do konkretnego obozu ideowego, nastrajają bojowo. Zdaje się, że taki właśnie efekt wywołała inicjatywa ustawodawcza związana z ograniczeniem dostępu do aborcji i choć jestem tylko cichym obserwatorem tych wydarzeń, serdecznie na tym ubolewam. Chciałam, żeby ten tekst był czymś innym - wyrazem szacunku, próbą nakreślenia jakiejś przestrzeni porozumienia. Chcę patrzeć z miłością nie tylko na nienarodzone dzieci i kobiety w kryzysowych sytuacjach, ale także na zwolenników aborcji. Proszę, byście podjęli wyzwanie i spróbowali tę miłość odwzajemnić. Oprócz cynicznych dewotów, są także w tej dyskusji chrześcijanie, którzy szczerze szukają najlepszej drogi. Oni również mają prawo do swobodnego wyrażania swoich przekonań. Duchowni mają prawo do tego, by swobodnie nauczać w swoich kościołach (w których wierni przebywają przecież z własnej woli), a lekarze - prawo do tego, by leczyć zgodnie ze swoim sumieniem. Czy jest szansa, że zaistnieje między nami miłość, albo choć odrobina zrozumienia - ze wzajemnością?
A na samym końcu jest człowiek…
Konkretny człowiek i konkretna historia. Wtedy sympatie polityczne, debaty i argumenty przestają mieć większe znaczenie. Pozytywny wynik testu ciążowego zmienia cały świat. Jest decyzja do podjęcia i konkretne konsekwencje, które z niej wynikną.
Jest też Bóg, który umarł z miłości do Ciebie, który potrafi poskładać to, co się rozsypało, który daje nowe życie. „Chodźcie więc, a będziemy się prawować - mówi Pan! Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna” (Izajasz 1,18).