Słowo Boże zachęca nas do chodzenia w światłości, a z drugiej strony realistycznie diagnozuje nasz stan: jeśli mówimy, że nie ma w nas żadnej niedoskonałości, kłamiemy i z Boga czynimy kłamcę.
Człowiek, który żyje z dala od Boga, potrzebuje nawrócenia. Gdy Duch Święty działa w jego sercu, grzech, który był dotąd ignorowany, staje się ciężarem, człowiek zaczyna rozumieć swoją niedoskonałość i zachwycać się świętością Boga. Rodząca się wiara prowadzi go pod krzyż, gdzie każdy grzech został usprawiedliwiony dzięki śmierci Jezusa. Razem z Jezusem zaczyna nowe życie, wolny od dawnych win. Staje się dzieckiem Bożym.
Jednak szybko okazuje się, że grzech jest elementem również tego odrodzonego, chrześcijańskiego życia. Stajemy się nowymi ludźmi, ale wciąż zmagamy się ze swoją starą naturą. Odkrywamy, że pełnia doskonałości będzie naszym udziałem dopiero w niebie, a tymczasem, tu na ziemi, wciąż się potykamy. Jesteśmy usprawiedliwionymi grzesznikami.
Dlatego Pismo Święte mówi często o tym, jak rozprawiać się z codziennym grzechem. W 13 rozdziale Ewangelii Jana znajdujemy historię wieczerzy paschalnej, podczas której Jezus myje uczniom nogi. Piotr Apostoł wzbrania się przed tym umywaniem, ale Jezus tłumaczy mu znaczenie tego gestu - i wtedy Piotr pragnie być umyty, i to cały. Pan Jezus wypowiada znamienne słowa: „Kto jest umyty, nie ma potrzeby myć się, chyba tylko nogi, bo czysty jest cały. I wy czyści jesteście…” (J 13,10). To pokazuje nam, że Jezus, patrząc na nas z perspektywy krzyża, widzi nas jako ludzi pojednanych, czystych. Niemniej jednak, nasze duchowe „stopy” ulegają zabrudzeniu i potrzebujemy codziennego oczyszczenia.
Słowo Boże z jednej strony zachęca nas do chodzenia w światłości, a z drugiej strony realistycznie diagnozuje nasz stan: jeśli mówimy, że nie ma w nas żadnej niedoskonałości, kłamiemy i z Boga czynimy kłamcę. W pierwszym i drugim rozdziale I Listu Jana można znaleźć bardzo pomocną metodę postępowania wobec własnych słabości: „to wam piszę, abyście nie grzeszyli. A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy. On jest ubłaganiem za grzechy nasze…”. A więc chrześcijanin, który upadł, powinien wyznać to przed Bogiem i prosić Go o przebaczenie.
W 5 rozdziale listu Jakuba czytamy o „wyznawaniu grzechów jedni drugim”. Nie było to to samo, czym jest obecnie spowiedź w rozumieniu instytucji, ale taka praktyka była i wciąż jest obecna w Kościele. Faktycznie są grzechy, które obciążają nas na tyle mocno, że potrzebujemy je wypowiedzieć, wyznać publicznie. Czasem potrzebujemy usłyszeć zapewnienie o miłości i przebaczeniu, potrzebujemy świadka swojego opamiętania. Uważam, że to dobra praktyka.
A jednak niezmiennie kwestia pojednania z Bogiem jest naszym indywidualnym zadaniem, a jedynym pośrednikiem Bożego przebaczenia pozostaje Jezus Chrystus. Pismo Święte podkreśla to wielokrotnie, mówią też o tym fragmenty dotyczące Wieczerzy Pańskiej, zachęcające, byśmy „sami siebie osądzali”, czyli samodzielnie oceniali jakość swojego życia i prosili o przebaczenie w tym, co niezgodne z Bożą wolą. Nie trzeba tu drugiego człowieka, który w imieniu Boga udziela nam rozgrzeszenia. Oczyszczenie zawsze pochodzi bezpośrednio od Pana.
Jakie są warunki odpuszczenia grzechu? Po pierwsze, potrzeba prawdziwego opamiętania. Jeśli przepraszam Boga, muszę być przekonany, że nie chcę tkwić w tym, co złe, że ten upadek sprawia mi ból, jest ciężarem. Jednoznacznie odwracam się od grzechu i idę dalej za Jezusem. I nawet jeśli w przyszłości zdarzy się ponownie popełnić ten sam grzech, nie trzeba się zniechęcać, nie trzeba zakładać, że ten upadek jest już częścią mojego DNA. Panowanie nad grzechem i uświęcenie to długofalowy proces i w ten sposób powinniśmy postrzegać swój rozwój - czasem uczymy się bardzo powoli. Opanowujemy jedną dziedzinę życia i Duch Święty podsuwa nam pracę nad kolejną, a po czasie trzeba nieraz wrócić i na nowo zmierzyć się z tym, co kiedyś nie sprawiało już problemu. Ale jeśli zaczynamy widzieć, że tracimy nad jakąś sferą kontrolę, to bardzo ważne będzie spotkanie z duszpasterzem, który jest dla nas trochę jak spowiednik czy coach, a nieraz także terapeuta.
Dobrze, by powrotowi do Boga towarzyszyło też zadośćuczynienie. Jeśli kogoś skrzywdziłem np. poprzez kradzież, powinienem zwrócić to, co zabrałem. Mam wrażenie, że instytucja zadośćuczynienia jest dziś niepopularna, wolimy podkreślać znaczenie osobistej pokuty przed Bogiem - ale przecież jedno nie przeczy drugiemu. Bóg przebacza, ale i oczekuje, żebyśmy jako sprawcy krzywdy przeprosili i naprawili to, co niesprawiedliwe, działaniem sprawiedliwym. Ten aspekt jest wciąż ważny i jest świadectwem naszej miłości do Boga.
Pamiętajmy, że żaden upadek nie może przekreślić Bożej miłości i odciąć nas na zawsze od drogi pojednania. Warunkiem zbawienia jest wiara w Chrystusa, który na krzyżu przebaczył cały mój dług. To pewny fundament, na którym możemy się oprzeć. Dlatego dbajmy o to bieżące „mycie nóg” - inaczej grzech mógłby nas opanować na tyle, że odrzucimy Chrystusa, a to jest już bardzo niebezpieczne położenie.