Zastanawiam się, co czują dzisiaj członkowie wspólnot chrześcijańskich, powstałych w wyniku działalności misyjnej bądź nauczającej Ekmana? Tym bardziej, że ich lider i nauczyciel ogłosił, że przejście na katolicyzm jest jego „prywatną decyzją”.
"Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś” – powiedział onegdaj Mały Książę, tytułowy bohater poruszającej książki Antoine’a de Saint – Exupery’ego. Jakże piękne i mądre zdanie. Przypomniało mi się ono, kiedy dowiedziałem się o kontrowersyjnej decyzji Ulfa Ekmana, dotyczącej jego konwersji na katolicyzm.
Zostawiając na boku samego bohatera (nie mnie oceniać jego osobę), chciałbym jednak na tej kanwie napisać o kilku moich refleksjach natury ogólnej, dotyczących odpowiedzialności w byciu aktywnym w Kościele. Prowokuje mnie do tego także myśl, że wszyscy chyba miewamy z tym kłopot…
Po pierwsze.
„Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”… Jakub w tym kontekście brzmi jeszcze dobitniej: „Niechaj niewielu z was zostaje nauczycielami […] gdyż wiecie, że otrzymamy surowszy wyrok” (Jk.3,1) Zastanawiam się, co czują dzisiaj członkowie wspólnot chrześcijańskich, powstałych w wyniku działalności misyjnej bądź nauczającej Ekmana? Szczególnie ci, którzy znaleźli się w tychże wspólnotach, ponieważ (słusznie-niesłusznie) porzucili wcześniej kościoły historyczne, w tym katolicki. A robili tak, ponieważ z „ekmanowych ambon”, przez dziesiątki lat płynął jednoznaczny komunikat, że ewangelię, pełnię Ducha Świętego oraz moc żywego Boga, znaleźć można i trzeba, gdzie indziej.
To jest, rzecz jasna, pytanie retoryczne. Wiem co czują! Mam przyjaciół w Skandynawii i choćby tą drogą dotarły do mnie informacje, że wielu spośród nich czuje się zwyczajnie oszukanych. Tym bardziej, że ich lider i nauczyciel ogłosił, że przejście na katolicyzm jest jego „prywatną decyzją”, wynikającą z Bożego prowadzenia. Rodzi się więc pytanie: Jeżeli „Pan” prywatnie prowadzi dziś Ekmana do katolicyzmu, to jaki „Pan” prowadził go wcześniej, gdy ten publicznie głosił, że „zdrowe i odnowione chrześcijaństwo” znajduje się we współczesnych charyzmatycznych wspólnotach i raczej należy katolicyzm opuszczać? Oczywiście, każdy ma prawo do zmiany poglądów, tym niemniej odpowiedzialność nakazuje stwierdzić, iż zmieniam takowe, gdyż wcześniej myliłem się! Myliłem się publicznie – nie prywatnie!
Po drugie.
„Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”… Im bardziej jest się osobą publiczną, im większy ma się wpływ na innych – tym mniejszym się dysponuje prawem do podejmowania „prywatnych decyzji”. Niestety! Dobrze jest sobie zawsze o tym przypominać, w sytuacjach, kiedy wydaje nam się, że „Pan nas powołuje” do jakiejś wyeksponowanej działalności. W sytuacji światowej sławy nauczyciela, nie można tak fundamentalnej zmiany poglądów eklezjologicznych sprowadzić do wymiaru „prywatnej decyzji”. To jest skrajnie nieodpowiedzialne. W tym konkretnym przypadku jedynym (i to z biedą…) sensownym zachowaniem, byłoby wydanie komunikatu: „Popełniłem ogromny błąd. Przepraszam! Uważam, że prawda ewangelii znajduje się w kościele rzymskokatolickim i dlatego do tego kościoła przechodzę. Proszę, bądźcie moimi naśladowcami.” Niczego takiego – jak dotąd – Ulf Ekman nie napisał ani nie powiedział… O jakiej odpowiedzialności za „słowo” i za „Słowo” można w tej sytuacji mówić?
Po trzecie.
„Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”… Jaka jest jakość teologii, na której były i są budowane wspólnoty, dla których Ulf Ekman był autorytetem? W moim przekonaniu jest to pytanie szczególnej wagi. Mamy bowiem do czynienia z konwersją szczególną – od środowisk tzw. Ruchu Wiary do kościoła rzymskokatolickiego. Teologicznie (szczególnie w sferach eklezjologii i dogmatyki, ale nie tylko) te dwa chrześcijańskie nurty dzieli przepaść. Na czym więc Ekman budował przez dziesiątki lat swoja wiarę, a także wiarę dziesiątek (setek?) tysięcy swoich słuchaczy, skoro te fundamenty okazały się tak skrajnie źle postawione? Jakiej jakości nauczanie przez dziesiątki lat „serwował”? Co to było? Mam świadomość, że trącam teraz bardzo delikatną strunę… Ale może jednak trzeba wreszcie sobie powiedzieć, że niestety środowiska tzw. „charyzmatyczne” – cokolwiek to znaczy – są często teologicznie kiepskie, żeby nie napisać – żadne. Przypadek Ekmana, w moim przekonaniu, tego właśnie dowodzi. W pewnym momencie swojego życia, zderzył się on bowiem z usystematyzowaną doktryną, której nie był w stanie - co sam przyznał - niczego podobnego przeciwstawić. Rzeczywistość z całą brutalnością pokazała, że „dynamiczne nabożeństwa”, „prywatne objawienia i doznania”, „padania w duchu” i temu podobne „boże prowadzenia” stały się dlań „piaskiem wysypującym się przez palce” , w zestawieniu z systematyczną teologią katolicką – jak by jej krytycznie nie oceniać.
Po czwarte.
„Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś…” Każdy z nas „kogoś oswaja”. Czy tego chcemy, czy nie. Jedni z nas większą ilość osób, inni mniejszą, tym niemniej każdy z nas ma na kogoś wpływ. Pytanie – jaki to jest wpływ, i jakie to jest „oswajanie”? Czy potrafimy i chcemy być w tym odpowiedzialni? Jestem świadomie wierzącym człowiekiem już trzydzieści osiem lat. Mam wrażenie, że to sporo. Na tyle sporo, żeby się mocno zawstydzić, jeżeli chodzi mój „dorobek w oswajaniu”. Ileż głupot i nieodpowiedzialnych słów w swoim życiu wypowiedziałem, utrzymując, że „Pan mi objawił”. Ale też, z drugiej strony, jaki ogrom głupot i nieodpowiedzialnych słów usłyszałem w tym samym czasie z ust innych chrześcijan. Nierzadko z ambon. Stwierdzeń typu: „Usłyszałem głos Pana”, „Duch mnie tak prowadzi”, „Otrzymałem widzenie bądź proroctwo” etc. etc. A potem… A potem życie bez znieczulenia weryfikowało wiele z tych fajerwerków, pokazując ich fałszywość i zostawiając mnie z dramatycznym pytaniem: -Jaki „Pan”? Prosiłbym o nazwisko tego „pana”... Zaś powstałego w ten sposób kaca nie były w stanie wyleczyć „dynamiczne uwielbianie”, „pozytywne wyznawanie” i podobne do nich zaklęcia. Pomimo wszystko pozostałem jednak protestantem. Ale naprawdę, w tym kontekście - z dwojga złego, do dziś dnia nie jestem pewien co gorsze: wmawiać innym, że swędzenie pod lewą łopatką jest znakiem od Pana (vide – Ruch Wiary), czy np. adoracja Przenajświętszego Sakramentu (vide KRK). Inaczej – co tutaj jest odpowiedzialne? Czy w ogóle coś? No i w tym kontekście, jakim jawi nam się Ulf Ekman, z jego „prywatną decyzją” konwersji? Wszak – jeżeli wierzyć jego wersji wydarzeń – Tak go Pan prowadzi…
Po piąte.
„Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś…” Może więc zdecydowanie trzeba nam mniej wielkich słów? Może nie zawsze warto „zwiastować Słowo Boże”, wypowiadając jednocześnie piramidalne bzdury? Może warto częściej wypowiadać „swoje słowa” i na swoją odpowiedzialność? Wszak jeżeli będą one mądre i zgodne z wolą Najwyższego, to Ten we własnej wszechmocy przyzna się do nich i uczyni je swoimi słowami – ergo – słowami natchnionymi. Czy więc nie lepiej bardziej się powściągać, niżej trzymać głowę i częściej używać zwrotów typu: tak na dziś to rozumiem, tak mi się wydaje, takie mam wrażenie? Bo może przecież i tak się zdarzyć, że coś zacznie jawić nam się zupełnie innym i wtedy będzie mniej wstydu i mniej zdezorientowania, kiedy oznajmimy, że oto zmieniamy dotychczasowy pogląd odnośnie tego czy owego. No i jeszcze nie będzie się trzeba z dawnych przekonań wycofywać „prywatnie”, w sytuacji, gdy wcześniej wykrzykiwaliśmy o nich na placach i z dachów…
Szanowny Czytelniku. Kogo, jak, po co, z jakimi motywacjami i w czyim imieniu – oswajamy? Ty i ja? Bo to, że oswajamy, nie ulega wątpliwości. A przecież każdego z nas Ktoś o to kiedyś zapyta…