Jezus mówi wyraźnie, że uważnie obserwuje każde nasze spotkanie z drugim człowiekiem. Jest to więc miejsce, gdzie można się także spodziewać Jego obecności i działania - jeśli podejmę ryzyko gościnności i wychylę się poza strefę mojego bezpieczeństwa, mogę także prosić i spodziewać się Bożej obecności, cudów, Bożego działania, odnowienia i przemiany mojego życia.
„Gościnności nie zapominajcie; przez nią bowiem niektórzy,
nie wiedząc o tym, aniołów gościli...” (Hbr 13,2)
Autor Listu do Hebrajczyków przestrzega swoich współczesnych i współwyznawców: „Gościnności nie zapominajcie!”. Zalecenie to już w czasach apostolskich było najwyraźniej potrzebne, a dziś - w XXI wieku - wydaje się co najmniej równie ważne i aktualne. Zapraszam więc do lektury drugiej części eseju (Część pierwsza: TUTAJ).
Błogosławieństwa gościnności
Nasi dziadkowie, a także ludzie starożytni i pierwsi chrześcijanie łączyli gościnność z błogosławieństwem. Błogosławieństwo to można podzielić na dwie kategorie - gościnność może być błogosławieństwem dla gościa i błogosławieństwem dla gospodarza.
Doświadczenie gościnności w potrzebie, w kłopocie, w obcym kraju, wśród nieznanych ludzi, gdy ktoś obcy okaże życzliwość, dobroć, jest doświadczeniem nieporównanym i cudownym. Jest to jak gdyby jasne światełko w ciemnym i bezdusznym świecie - rodzi to wdzięczność, chęć oddania chwały, że jednak musi być na tym świecie jakieś źródło dobra i piękna, objawiającego się w człowieku, który nas ugościł.
Jeśli w ten sposób chrześcijanin ugości niechrześcijanina – będzie to jedyna w swoim rodzaju ewangelizacja, która ma szansę dotrzeć do głębi serca otwartego przez wdzięczność i zdumienie za spotkanie z czymś, co w tak oczywisty sposób nie jest zgodne z logiką tego świata.
Jednak również gospodarz ma szansę być ubłogosławiony. W dzisiejszym zagonionym, zatroskanym świecie, który każe nieustannie zabiegać o siebie i swoje interesy, i który zamyka nas w zamkniętym kręgu pracy, samorozwoju, rozrywki i konsumpcji - drugi człowiek stojący na naszej drodze ze swoją potrzebą jest dla nas szansą na wyrwanie się z tego kręgu, na odkupienie czasu na coś zupełnie innego, na zrobienie czegoś wg logiki nie z tego świata - nie dla korzyści i nie z poczucia obowiązku czy winy - jest to szansa na odetchnięcie powietrzem wolności, na bycie - chociaż przez chwilę - wolnym człowiekiem. Gościnność to także okazja do przeżycia czegoś nowego i niespodziewanego, pobudzającego intelektualnie, przemieniającego i odnawiającego - szansa na przeżycie prawdziwej p r z y g o d y - której nie trzeba szukać na dalekich wyprawach do egzotycznych krajów - można ją znaleźć na codziennej drodze, w autobusie, w pracy, w czasie wolnym, na wakacjach, w podróży, ale też na progu własnego domu.
Jezus mówi wyraźnie, że uważnie obserwuje każde nasze spotkanie z drugim człowiekiem. Jest to więc miejsce, gdzie można się także spodziewać Jego obecności i działania - jeśli podejmę ryzyko gościnności i wychylę się poza strefę mojego bezpieczeństwa, mogę także prosić i spodziewać się Bożej obecności, cudów, Bożego działania, odnowienia i przemiany mojego życia.
Jeśli moje życie stoi w miejscu, a nie mam powołania, odwagi czy zdolności by wyruszyć na misję czy ewangelizować (czy wszyscy mają powołanie, by być misjonarzami?) - mogę odkorkować źródło Bożego błogosławieństwa w swoim życiu otwierając się na człowieka w potrzebie, którego spotykam na swojej drodze – otwierając się na gościnność.
Kłopoty z gościnnością
Gościnność jednak nie wiąże się wyłącznie z błogosławieństwem - jest również ściśle związana z ryzykiem, niebezpieczeństwem, kosztem i odpowiedzialnością. Ryzyko i niebezpieczeństwo jest tym większe, im mniej znamy osobę, którą decydujemy się ugościć - może się ona okazać wyzyskiwaczem, manipulatorem, a nawet złoczyńcą czyhającym na nasze mienie i życie - jak w bajce o Ali Babie, którego herszt zbójców prosi o gościnę, planując zamach na życie gospodarza z pomocą swoich kamratów schowanych w workach na oliwę. Niebezpieczeństwo, i to niekiedy bardzo poważnej natury, może też grozić nie ze strony gościa, a ze strony własnej wspólnoty, której nasz gość ani nasza gościnność wcale nie muszą się podobać - jak w przypadku biblijnych historii Lota czy Rachab. Ukrywanie Żydów w czasie II wojny światowej w okupowanej Polsce groziło śmiercią - stanowi to przykład, że także w czasach współczesnych kwestia gościnności nie jest kwestią czysto akademicką, a może się okazać sprawą życia lub śmierci.
Okazując gościnność, zgadzamy się wziać odpowiedzialność i ponieść pewne koszty - poświęcić swój czas, uwagę, środki materialne, podzielić przestrzeń życiową, znosić niewygodę, brak prywatności i inne obyczaje gościa, a w razie kłopotów postarać się służyć gościowi pomocą. Możemy spotkać się z niewdzięcznością albo wykorzystaniem ze strony gościa - decydując się na gościnność, musimy także takie ryzyko wliczyć w to doświadczenie.
Wieść o gościnności rozchodzi się szybko - gdy ludzie dowiadują się, że jesteśmy gościnni, przekazują sobie tę wiadomość i w krótkim czasie możemy ujrzeć u swoich drzwi kojejkę chętnych do uzyskania naszej darmowej pomocy. W końcu nieuchronnie okazuje się, że potrzeb i chętnych "do obsłużenia" jest więcej, niż pozwalają na to nasze środki i dobra wola - trzeba więc umieć ustalić granice gościnności i wymagać zarówno od siebie jak i od innych ich przestrzegania, trzeba też niekiedy - umieć odmówić.
Konsekwencje niegościnności
Biorąc pod uwagę wszystkie koszty , ryzyka i niebezpieczeństwa związane z gościnnością, istnieje pokusa, by nie ryzykować i po prostu zamknąć się na gościnność, albo - słowami tytułowego cytatu z Listu do Hebrajczyków - "zapomnieć o gościnności". Jakie jednak mogą być konsekwencje takiego zamknięcia czy też zapomnienia?
Wydaje się, że konsekwencje te mogą być podobne na poziomie indywidualnym i wspólnotowym - jednostka, wspólnota, kultura czy naród "programowo" zamykające się na gościnność są narażone na pokusę wynoszenia się nad innych, pychy, egoizmu, braku samokrytyki, samozachwytu, wzajemnej adoracji, intelektualnego i emocjonalnego wyschnięcia, braku współczucia, oziębienia serca, syndromu zamknietej, oblężonej twierdzy, życia w strachu, traktowania obcych jako podejrzanych lub ludzi drugiej kategorii, co może doprowadzić do tworzenia gett czy prześladowań.
Zapowiedzi biblijne nie pozostawiają złudzeń - Bóg jest wyczulony na niegościnność - jest gotów obejść się z nami tak, jak my potraktowaliśmy obcego przybysza i przychodnia. Na poziomie indywidualnym mówią o tym słowa Jezusa "łaknąłem, a wy daliście mi jeść", a na poziomie wspólnoty odstraszający przykład Sodomy, którą prorok Ezechiel oskarża o postawę dumną, zamkniętą i nieczułą - o to, że: "(...) wzbiła się w pychę, miała dostatek chleba i beztroski spokój wraz ze swoimi córkami, lecz nie wspomagała ubogiego i biednego." (Ez 16:49). W tej niezwykłej interpretacji Ezechiela sam Bóg wskazuje jako podstawowe przyczyny upadku Sodomy i Gomory nie tyle grzechy i perwersje seksualne, co właśnie kwestię pychy, egoizmu i zamknięcia się na innych - niegościnność Sodomitów oraz ich pogardę dla obcych, biednych i słabych uwidocznione w historii prześladowania Lota i gości, którzy schronili się pod jego dachem.
Podstawowe zasady
Ważąc ryzyka i koszty, a także błogosławieństwa gościnności, i pamiętając o możliwych konsekwencjach niegościnności, jestem przekonany, że warto otworzyć się na gościnność i uczyć się ją praktykować. Jak jednak powinniśmy to robić? Czy można wyróżnić jakieś podstawowe zasady, które powinny rządzić praktyką naszej gościnności?
Rozważając istotę gościnności, mówiliśmy o tym, że prawdziwa gościnność jest dobrowolna i niewymuszona, oraz że wiąże się z odpowiedzialnością gospodarza wobec gościa. Mówiliśmy także o tym, że gość może próbować nadużyć gościnności gospodarza, co stanowi jedno z ryzyk otwarcia się na gościnność.
Wyłania się z tego obraz gościnności jako swego rodzaju przymierza między gospodarzem a gościem - dobrowolnej i zwykle nieformalnej umowy, której obie strony mają pewne prawa i obowiązki, i którą są związane od chwili jej zawarcia.
Kto decyduje o zawarciu takiej umowy? Oczywiście gospodarz - w przeciwnym wypadku trudno mówić o gościnie, a trzeba mówić o najeździe czy napaści. Zatem to gospodarz decyduje czy udzieli gościny, a także określa jej granice i zakres. Gość nie jest u siebie - jest zobowiązany uszanować zakres i granice gościny ustalone przez gospodarza (w tym np. prawa i zasady obowiązujące w jego domu). W przypadku, gdy gość nie respektuje ustalonych wcześniej granic i zakresu gościny, gospodarz ma pełne prawo wypowiedzieć gościnę.
Gospodarz jest jednak także zobowiązany dochować "warunków przymierza" - powinien dopełnić tego do czego się zobowiązał, nie powinien opuszczać gościa w kłopotach - inaczej jego deklarowana gościnność okazuje się czczą gadaniną.
Wyzwanie gościnności
Ewangelię można rozumieć jako historię Bożej gościnności, niesamowicie hojne, ryzykowne i pełne miłości wychylenie się Boga do ciebie i do mnie w Chrystusie, aby móc potraktować nas - obcych i wrogo usposobionych - jako przyjaciół, domowników i własne dzieci. Dla tych, co przyjęli tę Ewangelię stanowi to wyzwanie – na ile ty i ja na poziomie indywidualnym i wspólnotowym zechcemy naśladować tę Bożą gościnność - wychylić się ze swojej strefy bezpieczeństwa czy dostatku, aby posiadanym dobrem obdarować spotykanych ludzi w potrzebie. Jest to wyzwanie powszechne i skrojone na miarę każdego z nas – bo chociaż nie wszyscy będą misjonarzami, ewangelistami czy pastorami – to jednak każdy może innym usługiwać tak rozumianą gościnnością – bo zawsze dysponujemy jakimś dobrem, choćby tym dobrem był tylko czas, ucho, język czy kubek wody. Na ile podejmiemy to wyzwanie zależy tylko od nas - aby miało to sens, powinno być za każdym razem naszą własną, dobrowolną, rozważną i odpowiedzialną decyzją – świadomą kosztów, ryzyk, niebezpieczeństw, ale też możliwych błogosławieństw.
Czy przywitam się z tymi nowicjuszami, których nie znam i widzę tu po raz pierwszy? Czy pomogę temu zagubionemu turyście miotającemu się po ulicy z mapką i błędnym wyrazem twarzy? Czy jadąc samochodem na wakację podwiozę tego zarośniętego autostopowicza? Czy, w jaki sposób i na jak długo zdecyduję się ugościć gości z zagranicy w moim domu? Czy pozwolę, by obok mojego osiedla powstał ośrodek rehabilitacyjny dla narkomanów? Czy będę protestował, czy też wspierał przyjęcie przez mój kraj uchodźców z Ukrainy, Iraku czy Syrii?
Nikt inny - tylko ty i ja możemy odpowiedzieć na tego typu konkretne pytania, które Autor scenariusza naszego życia stawia przed nami niemal każdego dnia. Pozytywna odpowiedź to w każdym przypadku otwarcie się na ryzyko, potencjalne niewygody i koszty – ale także na ową wspominaną przez autora listu do Hebrajczyków możliwość “goszczenia aniołów” - szansę na niezwykłe Boże działanie, przemianę i odnowienie naszego życia. Jest to także szansa na czynienie kawałka świata wokół nas miejscem odrobinę bardziej jasnym i przyjaznym, zapalenie w ciemnościach małego światełka, w którym ludzie mogą dostrzec odblask czegoś znacznie większego i wspanialszego. Wierzę też, że w każdym takim przypadku mamy jedyną w swoim rodzaju okazję ująć za serce i sprawić radość Temu, który w swojej gościnności posunął się tak daleko, że przed dawnymi wiekami oddał swoje życie dla nas - obcych i przychodniów.