Wierzę w cuda, wierzę w Boże nadnaturalne działanie. Wierzę, że modlitwa o chorych przynosi uzdrowienie. Wierzę w dary Ducha Świętego, którymi Bóg obdarowuje swój Kościół, jak chce i kiedy chce. W co nie wierzę, a nawet, czego się obawiam?
Jezus był wzorem miłości dobrotliwej. Czy można znaleźć na to dowód? Owszem, dziesiątki dowodów! Ale pomyślałem, że będzie ciekawiej, jeśli wybiorę coś nieoczywistego, kontrowersyjnego.
Co począć, kiedy przestajemy być autentyczni i zaczynamy jak aktorzy odgrywać rolę duszpasterzy, duchowych liderów, płomiennych kaznodziejów lub chrześcijańskich mistyków? Chciałbym móc powiedzieć, że wówczas wystarczy więcej się modlić i czytać Biblię, by kryzys minął. A jednak - to tak nie działa.
Gdy zaczynałem swoją przygodę z powołaniem, nie do końca byłem świadomy, w jaką drogę wyruszam. Miałem wtedy jeszcze dość idealistyczne wyobrażenie na temat Kościoła, ludzi wierzących i służby dla Pana. A okres studiów biblijnych nie tylko nie stępił, ale jeszcze bardziej wyostrzył mój apetyt na pracę w Kościele.