Czy zagraża nam islam?
fot. OM International / om.org

Czy zagraża nam islam?

Weronika Czajko 16 czerwca 2013

Jakiś czas temu w Syrii brutalnie zamordowano czternastoletniego chłopca, ulicznego sprzedawcę kawy. Powiedział koledze, że “nawet prorokowi nie dałby kawy za darmo”. Żołnierze zareagowali natychmiast. Po trwających dobę torturach nastąpiła publiczna egzekucja. Nie pomogły błagania matki, która wyjaśniała, że to tylko dziecko.

Podobnie tragiczne historie muzułmańskiego ekstremizmu docierają do nas dość często. Wiemy o ugrupowaniach terrorystycznych, które w niektórych krajach próbują brutalnie przejąć władzę, a w innych już ją sprawują. Słyszymy o tragicznej sytuacji kobiet, o niesprawiedliwych procesach, o honorowych morderstwach. O bezwzględnych prześladowaniach chrześcijan i innych “niewiernych”. Jesteśmy przerażeni, gdy niektóre z tych sytuacji dzieją się w Europie, na naszym własnym podwórku.

Jednocześnie dowiadujemy się, że islam podbija Europę w sposób subtelniejszy i skuteczniejszy niż wojna. Wygrywa demografia - rdzenne Europejki rodzą znacznie mniej dzieci niż muzułmanki. Imigranci zaś chętnie osiedlają się na starym kontynencie, a jednak nie chcą się asymilować. “Kto zatrzyma islam?” - pyta Mariusz Max Kolonko i inni dziennikarze, popularni na portalach społecznościowych. Wielu ewangelicznych chrześcijan z upodobaniem powtarza ich postulaty, karmiąc się złowrogimi wizjami przyszłości. Czy naprawdę powinniśmy się bać?

Nie z tego świata

Warto pamiętać, że Europa nie jest kolebką chrześcijaństwa już od dawna. Że wartości, którymi kierują się narody i władcy tej ziemi, nigdy nie będą w pełni odzwierciedleniem wartości ewangelicznych. Odrodzony chrześcijanin, niezależnie od tego, czy zamieszkuje kontynent zdominowany przez całkowicie zobojętniałych nominalnych chrześcijan, czy żyje wśród gorliwych wyznawców jakiejś innej religii, zawsze będzie reprezentantem mniejszości. Zawsze będzie przybyszem “z innej planety”. Wszak “moje Królestwo nie jest z tego świata”, mówił Jezus, gdy zamiast walczyć o zwycięstwo swoich racji, ratował ludzkie dusze. Oczekiwanie, że świat, w którym żyjemy, jeszcze przed ponownym przyjściem Chrystusa będzie urządzony według Bożych zasad, wydaje się nierealistyczne. Biblia przygotowuje nas raczej na wzrost nieprawości. Jednak jako Boże Dzieci, zostaliśmy powołani i wyposażeni, by w takim świecie żyć, służyć ludziom i wołać: “przyjdź Królestwo Twoje”.

Czy mamy milczeć?

Duch Święty nie został nam dany, byśmy zalęknieni wypierali się świadectwa o Jezusie czy ze wstydem i w ukryciu praktykowali swoją pobożność. Autentyczne chrześcijaństwo, choć zaczyna się od osobistej relacji z Bogiem, nie jest ani prywatne, ani dyskretne. Człowiek, który doświadczył w swoim życiu autentycznej łaski, staje się miastem położonym na górze i świecą na świeczniku (por. Mt 5,13-16). Zawsze jest jakaś możliwość, by w ten sposób żyć, choć uwarunkowania polityczno-kulturowe mogą narzucać rozmaite ograniczenia i nieraz w historii miało to miejsce. Patrząc uczciwie na nasze realia tu i teraz, funkcjonujemy w wyjątkowo korzystnych warunkach (jak na mniejszość “nie z tego świata”, oczywiście). Oprócz osobistego świadectwa, mamy do dyspozycji różnorodne media, budynki, w których się swobodnie spotykamy, możemy zabierać głos w debacie publicznej, próbować kształtować prawo, organizować pikiety i demonstracje, a nawet wystawić swojego kandydata na prezydenta. Nie wykorzystujemy w pełni środków, z których korzystają inne mniejszości. Nie będę tu rozstrzygać, czy to dobrze, czy źle. Bądźmy jednak świadomi, że to nasz wybór, a nie jakieś zewnętrzne prześladowania. Że częściej niż prawdziwych represji, boimy się ośmieszenia lub braku akceptacji. W tym niewygodnym położeniu, “islamska inwazja” może być w pewnym sensie tematem zastępczym. Milczę, bo któż mnie usłyszy? Przecież za 40 lat będzie tu Bliski Wschód...

A co z europejską cywilizacją?

Faktycznie, trudno przewidzieć, jak będą się zmieniały nasze europejskie miasta. Może za kilkanaście, kilkadziesiąt lat krajobraz Paryża, Berlina czy Londynu będzie zdominowany przez wysokie, połyskujące minarety. Na ulicach kobiety w chustach, w domach Koran na honorowym miejscu. Być może. Ale cóż mamy dziś? Puste kościoły sprzed kilkuset lat, ulice, które w weekendowe wieczory spływają nieprawością, wielkie telewizory w centrum życia rodzinnego. Tak źle, i tak niedobrze.
Oczywiście wolimy to, co znamy, czujemy się wtedy bezpieczniej. Przywiązanie do tego co swojskie - w tym wypadku kultury europejskiej - jest zupełnie zrozumiałe. Nie mylmy jednak tej europejskości z chrześcijaństwem. Kultury, cywilizacje rozkwitają, a później przemijają - działo się tak od zawsze i dziać się będzie nadal. Jeśli to europejskość czy polskość jest sednem naszej tożsamości, faktycznie te nieprzewidywalne procesy mogą napawać lękiem. Obroną własnej tożsamości może być wtedy zwarcie szeregów i ofensywa przy pomocy metod, których wobec nas samych innym nie godzi się stosować - ksenofobia, wysiedlanie, przymusowe konwersje, takie czy inne prześladowania. To rozwiązania, które proponują ludzie nie znający Boga.
Jeśli jednak sednem naszej tożsamości jest Chrystus, nie ma powodu, by się obawiać, okopywać, bronić. Polska, Europa czy świat może się zmienić - i pewnie się zmieni według jeszcze innego scenariusza, niż głoszą internetowi prorocy. My jednak mamy obietnice mocne jak skała. Nie dotyczą one tylko wieczności z Bogiem, ale także naszej przyszłości na tej ziemi. Jezus mówi, że Jego Kościoła nic nie jest w stanie zniszczyć (Mt 16,18) i zapewnia: “jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 20,22).

Narody wśród nas

Co ważne, zacytowana obietnica pojawia się w kontekście tzw. Wielkiego Nakazu Misyjnego. Jezus posyła swoich uczniów do wszystkich narodów. Posyła ich z posłannictwem miłości i pojednania, a nie dominacji czy agresji. I choć naszym naturalnym odruchem jest zadomowić się w bezpiecznym, znajomym otoczeniu, Boża miłość każe widzieć w tych “obcych” i “innych” ludzi, za których Chrystus umarł na krzyżu i za którymi tęskni.
Często w ich ojczyznach praca misyjna jest ograniczona lub prawie niemożliwa, ale oto dzieje się coś niezwykłego - oni sami zaczynają mieszkać w naszych miastach! Są wśród nich nie znające języka, osamotnione gospodynie domowe, materialistycznie nastawieni biznesmeni, uchodźcy, który uciekli przed prześladowaniami. Ludzie szczerze szukający Boga i ci, którzy dawno porzucili wiarę ojców. Młodzież i dzieci, które chodzą do szkół razem z naszymi dziećmi. Kobiety, które od urodzenia słyszą, że są bezwartościowe. Po raz pierwszy mogą bez przeszkód sięgnąć po Biblię, przyjść do kościoła. Słyszymy doniesienia o wielkiej liczbie nawróconych w Europie Irańczyków, to tutaj Ewangelia po raz pierwszy dosięga mniejszości afgańskiej. Wielu misjonarzy było gotowych oddać za to życie.
Czas i miejsce w którym żyjemy możemy więc dziś potraktować jako nieszczęście lub jako szansę. Nasze reakcje zdradzą, gdzie naprawdę leży nasze królestwo. Będą świadectwem strachu lub świadectwem miłości. Możemy z ufnością powiedzieć Bogu “poślij mnie”. Możemy też powiedzieć “odeślij ich z powrotem”.

  • TAGI: Europa | Ewangelizacja | Islam | Sekularyzacja
Weronika Czajko

Autor: Weronika Czajko

Kiedyś sięgnęła po Pismo Święte i tak odkryła Jezusa jako Boga i Przyjaciela. Korzysta z różnych mediów i designu, by o Nim opowiadać. Lubi dobrą kuchnię. Często myśli o Południowej Afryce, gdzie pracowała jako misjonarka. Żona Szczepana, mama Franka i Joasi. Związana z kościołem przy ul. Siennej w Warszawie.


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zamieszczanych treści bez zezwolenia zabronione.