Zamachy w Paryżu znów prowokują pytania o istnienie dobrego i wszechmocnego Boga, rzucając wyzwanie chrześcijańskiej nowinie o Bożej miłości.
Dzisiaj łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej przyjąć za Epikurem, że Bóg - zakładając jego istnienie - z pewnością jest obojętny i niezaangażowany.
Ślepy Bóg?
Telewizyjne migawki z pogrążonych w strachu ulic Paryża wydają się dowodzić, że Bóg rzeczywiście jest Wielkim Zegarmistrzem, który nakręcił świat jak zegarek, a później odszedł, pozwalając by wskazówki wskazywały na przemian radość i cierpienie. Plamy krwi w paryskiej sali koncertowej Bataclan to dla wielu nie tylko opowieść o ślepym terroryzmie, ale i ślepym Bogu. Trudno wyobrażać sobie bowiem Wszechmocnego, który widząc strach w oczach niewinnych ofiar, biernie czeka, aż kule oprawców uciszą łomot przerażonych serc. Gdzie jest Ewangelia w takim momencie jak ten? Gdzie jest Ewangelia podczas zamachów w Paryżu? Tam gdzie zawsze - na krzyżu i w pustym grobie.
Niesprawiedliwość, destrukcja znaczenia, okrutny los
Bóg nie milczy wobec zamachów w Paryżu, wręcz przeciwnie – skomentował je przez wcielenie swojego Słowa już dwa tysiące lat temu. Wszędzie tam, gdzie słychać nowinę o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, słychać jednocześnie Bożą replikę na żądania zła. Odpowiedź stanowczą, głośną i potężną w swoim znaczeniu. Bóg chrześcijaństwa nie jest Bogiem nieadekwatnym dla szpitalnych sal, miejsc zbrodni i cmentarzy. Nie wybrzmiewa na miejscu tragedii groteskowo - niczym przewrotnie grające radio pośród ciszy wywołanej czołowym zderzeniem samochodów. Nieadekwatny mógłby być tutaj ów Wielki Zegarmistrz deizmu, Nieporuszony Poruszyciel Arystotelesa lub nieznający smaku cierpienia Allah – ale nigdy Bóg chrześcijaństwa. Chrześcijaństwa, które naucza przecież, iż Bóg stał się człowiekiem i tutaj – w ruinach upadłego świata – doświadczył cierpienia towarzyszącego ofiarom paryskich kawiarni. To właśnie dlatego symbolem chrześcijaństwa nie jest rybacka łódź lub zbędna kula uzdrowionego chromego, ale zbroczone krwią miejsce kaźni. Niesprawiedliwość, destrukcja znaczenia, okrutny los, bezlitosny układ zdarzeń – wszystko to zogniskowało się jak w soczewce w śmierci Jezusa Chrystusa. Ewangelia nie oferuje zatem zbawienia lub odkupienia poprzez banalizowanie zła, albo odmowę uznania jego straszliwej realności. Wręcz przeciwnie, wierzymy w wielkie zbawienie, gdyż zło - toczące ludzkie serca, infekujące struktury społeczne i procesy fizyczne - przybiera katastrofalne rozmiary.
Bóg umarł?
Chrześcijaństwo nie proponuje zatem taniego tryumfalizmu, depczącego w ślepym zauroczeniu realność istniejącego na świecie zła. Nie opowiada o gumce, która wymaże z historii wszechświata wszelkie tragedie, opowiada o Dłoni, która dorysuje właściwy kontekst i pociągnie kreski w taki sposób, iż w ramach finalnego krajobrazu dziejów każde cierpienie odzyska sens i znaczenie. W treści Ewangelii kryje się przenikająca każdy jej fragment świadomość realności zła i idąca w ślad za nim nadzieja odkupienia. Odkupienia rozciągniętego jednak w czasie, tak jak zmartwychwstanie Chrystusa po Jego męczeńskiej śmierci na krzyżu. Dzień naszych czasów być może nie zaoferuje nam horyzontu ostatecznego zbawienia. Może - tak jak apostołowie w dniu śmierci Jezusa - położymy się spać z przeświadczeniem zwycięstwa absolutnego zła. Może wraz z Fryderykiem Nietzsche będziemy wołać, iż Bóg umarł, nie rozumiejąc, że zanurzenie w teraźniejszości czyni nas więźniami ograniczonego zrozumienia porządku wydarzeń. Prawdę mówi ten, kto twierdzi pod krzyżem, że Bóg umarł. Myli się jednak ten, kto twierdzi przed pustym grobem, iż Bóg nie żyje.
Zmartwychwstanie sensu i znacznie
Wielką nowiną Ewangelii jest to, iż paryskie zamachy nie są echem tryumfalnych salw na cześć zwycięskiego zła, są zaledwie jego śmiertelnymi konwulsjami. Tak, w historii świata wielokrotnie i na tysiące sposobów Bóg - Jego doskonałość, troska i miłość – wydawał się umierać w świetle realnej obecności zła. Czy nie inaczej było pod krzyżem na słynnym żydowskim wzgórzu? Jednak nie przeczytał nic chrześcijańskiego ten, kto przeczytał tylko śmierć Chrystusa. Krzyż jest niepokojąco samotny, jeśli nie trwa tuż obok niego naga prawda o zmartwychwstaniu. O, wielki paradoksie, to w pustym grobie wytryska źródło nadziei narodów! To w zmartwychwstałym Chrystusie „narody pokładają nadzieję”, dlaczego mielibyśmy zakładać, że ostrza istniejącego obok nas zła nie stopią się pewnego dnia w blasku oszałamiającego zmartwychwstania sensu i znaczenia?
Wierzę, że istnieją słuszne powody, dla których Bóg dopuszcza do istnienia takich tragedii jak ta. Wierzę, że wstrzymuje swoją wszechmocną dłoń, gdyż jest obecny nie tylko w dniu dzisiejszym, ale i jutrzejszym, mogąc zarządzać rzeczywistością w sposób uwzględniający absolutnie każdy czynnik, który na nią wpływa. Bóg jednym spojrzeniem ogarnia wszystkie związki przyczynowo-skutkowe w dziejach świata, pilnując, aby obraz namalowany pędzlem historii odzwierciedlał piękno Jego natury.
Czy potrafię zrozumieć w jaki sposób dopuszczenie do zaistnienia paryskich zamachów służy ostatecznym celom Boga, będąc jednocześnie przejawem Jego niezmierzonej troski i miłości? Prawdopodobnie nie, a już na pewno nie bezpośrednio. Nie mam dowodów, które jednoznacznie wskazywałyby na wieczne korzyści takiego stanu rzeczy, nie widzę też oczywistych połączeń pomiędzy chwałą krzyża a cierpieniem Paryża. Ale jeśli nie mam dowodów, nie mogę arbitralnie założyć, że takie nie istnieją. Powinienem natomiast założyć, że jeśli istnieją, to i tak nie będę ich w stanie obecnie zrozumieć. Wystarczy, iż wiem, że Bóg przedarł się do serca historii, z łatwością zmieniając jej bieg – to oznacza, że każdy inny fragment dziejów ludzkości również pozostaje pod Jego suwerenną kontrolą.
W tym smutnym dla świata dniu zamierzam płakać z płaczącymi oraz ufać w mądrość dobrego i wszechmocnego Boga. Zamierzać też mieć nadzieję, że za kurtyną ciemnej nocy bezsensownego cierpienia kryje się słońce sprawiedliwości. I cokolwiek by się nam nie wydawało, świt jest coraz bliżej, coraz bliżej…!