Ach ci uchodźcy...!
Muzułmańska dzielnica w Londynie. fot. OM International

Ach ci uchodźcy...!

Tomasz Żółtko 17 września 2015

Rozpocznę od tego, że się ich obawiam. Wręcz nawet boję. Zdarza mi się podróżować i miałem okazję zobaczyć, jak potrafią się nieraz zachowywać muzułmanie w różnych krajach cywilizacji zachodu. To nie były dla mnie krzepiące widoki...

Nigdy też nie zapomnę porażającego obrazka wiwatujących Palestyńczyków, cieszących się z "upadłych" wież World Trade Center, grzebiących pod sobą trzy tysiące ofiar.

Więc się boję...

Nie mam także pojęcia, jak Europa powinna sobie poradzić z dramatem napływu setek tysięcy Syryjczyków, Irakijczyków, Afgańczyków, Erytrejczyków... Nie wiem, co należy uczynić, aby rozróżnić między uciekinierami wojennymi a tymi, którzy "tylko" pragną sobie polepszyć ekonomiczny byt. Zupełnie nie wiem, po czym rozpoznaje się terrorystów... Nie zamierzam się wymądrzać i podpowiadać, co i jak powinien w tym kontekście uczynić polski rząd. Zwyczajnie nie wiem!

Jednak...

Wiem to, że strach jest zawsze najgorszym doradcą. Niechęć, odwet i nienawiść - są często jego dziećmi. Ze wszystkich więc sił próbuję wzbić się ponad...

Niezależnie od tego, niekończąca się rzeka uchodźców - w moim przekonaniu - teraz, na naszych oczach, tak "przy okazji" - bezcennie obnaża prawdę o nas, europejskich chrześcijanach (postchrześcijanach?) Jestem przekonany, że prawda ta jest dużo ważniejsza od tego, ilu emigrantów osiądzie w końcu w Unii Europejskiej. I ona przeraża mnie bardziej od islamu. Oto bowiem, nigdy wcześniej, na taką skalę nie zetknąłem się z tak licznymi przejawami religijnej agresji i głupoty. Dla przykładu, przedwczoraj przeczytałem długi "ociekający Panem Jezusem" wywód pewnej nobliwej, starszej "chrześcijanki", która dowodziła z prorockim przekonaniem, że problem muzułmańskich uchodźców, z którym się zmagamy, jest prostą konsekwencją nieposłuszeństwa starożytnego Izraela, któremu Bóg rozkazał wszak "wyrżnąć" narody, z których oni się wywodzą. Pani dalej zasugerowała swoim czytelnikom (ciągle z Jezusem na ustach), potrzebę "naprawienia" tejże dawnej izraelskiej niesubordynacji. Jej głos spotkał się ze sporym zrozumieniem i był odczytywany w kategoriach "biblijnego sposobu zaradzenia problemowi".

Prawda o nas - chrześcijanach... Oto coś przerażającego udaje się współczesnym terrorystom islamskim. Ale bynajmniej nie myślę o ofiarach zamachów bombowych, czy męczennikach zabijanych za wiarę w Chrystusa. Myślę o czymś po stokroć gorszym. O tym, że poprzez swoje poczynania, udaje im się obudzić w nas demony chęci odwetu. Demony krzyczące naszymi gardłami, że takim ludziom nie pomożemy, gdyż oni zabijają i torturują "naszych", nie chcą się asymilować "u nas", nie szanują nas, zagrażają naszym dzieciom i wreszcie pragną nas skolonizować. Dlatego precz! Wracajcie do swoich. Do waszych wojen i waszych dżihadów... Jeżeli tak krzyczymy, nawet "jedynie" w myślach, lub w rozmowach przy stole - w czym jesteśmy lepsi od zamaskowanych oprawców z maczetami w rękach? Lepsi przed Bogiem? Bogiem - nie Allahem!

Czy ktoś teraz postara się mnie zrozumieć? Jeżeli nie zgodzić, to choćby zrozumieć...?

Ale nie wszyscy z nas są przecież tak bezdennie głupi, żeby nawoływać do "poprawiania wielowiekowych zaniedbań Izraela". To oczywiste, (choć jakże znamienne) ekstremum. Ojciec kłamstwa zwykle działa inaczej. Po stokroć przebieglej. "Szlachetniej" i inteligentniej. Stąd większość z nas argumentuje inaczej. Oczywiście "biblijnie". Przekonujemy, że mamy być nie tylko gołębicami, ale także i wężami i to jest właśnie ten czas. Że Zbawiciel zabronił rzucać perły przed świniami a jak trzeba było (i teraz też jest ten czas) to i biczem potrafił...! No i jeszcze król Dawid. Jakież on rzeczy wypisywał o wrogach - swoich i Pana!

Podszyta lękiem hipokryzja od zarania potrafiła "wyczytać" z Biblii wszystko, co tylko było (jest) jej akurat potrzebne. Jeżeli jednak zdobędziemy się na odrobinę choćby szczerości wobec samych siebie i zajrzymy sobie do dusz, to, co tam naprawdę znajdziemy? Podpowiem! Znajdziemy tam wygodne, niedzielne, kościółkowe chrześcijaństwo. "Chrześcijaństwo", które niewiele albo nic nas nie kosztuje, na nic nas nie naraża, niczego od nas nie chce, z niczym nie konfrontuje i daje swoisty komfort przynależenia do tego "najprawdziwszego historycznie, teologicznie i duchowo szyldu". Nasze "chrześcijańskie bohaterstwo" - jeżeli już - to zaczyna się i kończy na dowodzeniu jak inni błądzą, fałszywie interpretując z Biblii to czy tamto. Męczeństwem stały się dla niekatolików szkolne lekcje religii, podczas których dzieci innowierców i ateistów często tułają się samopas po korytarzach, zaś w ramach krwawych prześladowań, katolicy cierpią na niekończącą się obrazę ich zawsze wydelikaconych uczuć religijnych. Tematy naszych "modlitewnych bojów" dotyczą pracy i zdrowia, bo wiadomo, że z tym bywa kiepsko...

I nagle to "ciepełko" na naszych oczach sypie się jak domek z kart, a my zupełnie nieprzygotowani, nie wiedząc, co z tym fantem zrobić wołamy: Nie chcemy ich!!! Niech wracają tam, skąd przyszli!

Wszyscy jesteśmy wolnymi ludźmi - możemy więc wybierać! I tak możemy wybierać między zachętą, coby zaopatrzyć się we wiązki granatów i dokończyć to, czego Izrael nie dokończył, a między mesjańskim "Błogosławieni pokój czyniący."

Możemy wybierać pomiędzy paraliżującym nas lękiem o przyszłość naszych dzieci (jak ja to rozumiem!), a także mesjańskim (parafrazuję) - "Nie znam was, bo gdy potrzebowałem, nie daliście mi kubka wody".

Możemy wybierać pomiędzy bladym strachem - "przecież wśród nich mogą być terroryści i za chwilę będziemy ginąć od bomb", a apostolskim "Jeżeli tylko w tym życiu składamy nadzieję, jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej pożałowania godni".

Możemy wybierać pomiędzy oburzeniem "oni nie chcą uszanować tego, że są u nas gośćmi”, a złotą zasadą Syna - "Jak chcecie, żeby was ludzie traktowali, tak wy ich traktujcie".

No i na koniec. Jeżeli to powyższe absolutnie nas nie przekonuje, możemy chociaż wybrać pomiędzy: "Panie Boże, czuję się tak bezradny(a) i zupełnie nie wiem co robić. Proszę pomóż mi i prowadź mnie" - a pomiędzy dołączeniem do tej znakomitej większości "narodu", który tak jak pięć lat temu okazał się niedościgłym znawcą od awiacji, trotylu i katastrof lotniczych, tak dziś okazuje się być ekspertem od islamu, Koranu (czytanego rzecz jasna w języku oryginalnym), dżihadu oraz terroryzmu...

Rzecz jest ważna, ponieważ to, co wybieramy, dowodnie świadczy o tym, jacy jesteśmy oraz - co jeszcze ważniejsze - KIM jesteśmy. Jeżeli jednak (czy aby nie na wyrost?) odwołujemy się do dziedzictwa "naśladowców Syna", to warto pamiętać, że na przestrzeni dwóch tysięcy lat, na całym globie "wygrywali oni swoją wiarę", postępując tylko i aż według zasady "Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj".

 

PS. Apostoł Narodów napisał onegdaj do tych, którzy uznali Chrystusa swoim Panem, że "nasza ojczyzna jest w Niebie". Co z tego wynika? Wiele - ale między innymi i to, ze tu na ziemi wszyscy kochający Zbawiciela Jezusa Chrystusa - nie muzułmanie (sic!) są... uchodźcami. Co za paradoks... Na zdrowie...

  • TAGI: Chrześcijaństwo | Europa | Imigracja | Islam | Lęk | Nienawiść | Uchodźcy | Zemsta
Tomasz Żółtko

Autor: Tomasz Żółtko

Muzyk, kompozytor, poeta, teolog i publicysta. Jedna z najbardziej barwnych i niekonwencjonalnych postaci współczesnej piosenki autorskiej. Wiele z jego utworów zmusza do refleksji, krytycznego spojrzenia na siebie i otaczającą nas rzeczywistość. Szczęściarz zakochany nieprzytomnie w swojej Żonie i dwójce dzieci. Ideowy chrześcijanin, naśladowca Chrystusa. Przeciwnik fundamentalizmów we wszelkiej postaci, za co bywa zwalczany i potępiany przez różnych ortodoksów. Natomiast przez osoby areligijne często postrzegany jako dewota. Klasyczny samotny wilk. Wydał do tej pory trzynaście płyt oraz sześć zbiorów wierszy. W internecie na www.facebook.com/TomaszZoltko oraz www.tomekz.com.pl.


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zamieszczanych treści bez zezwolenia zabronione.