Fenomen Jezusa

Fenomen Jezusa

Daniel Michalecki 21 grudnia 2012

Czym są tajemnicze fenomeny przesycone i w jaki sposób ich badanie doprowadziło francuskiego filozofa Jeana-Luka Mariona do osoby Jezusa Chrystusa?

Filozofia interesowała się Bogiem od zawsze. Przez wieki myśliciele debatowali o argumentach przemawiających za istnieniem Stwórcy lub temu istnieniu zaprzeczali. Współczesna filozofia także dyskutuje o Bogu, jednak z jedną istotną różnicą. Obecnie żaden filozof raczej nie próbuje dowodzić istnienia Boga lub mu zaprzeczać. Przyjmuje się raczej, że to domena wiary. Myśliciele zastanawiają się za to, jak w życiu ludzi możliwe jest doświadczanie Boga i jak się ono dokonuje. Filozofia przestała się więc zajmować bezpośrednio Bogiem jako takim, a skoncentrowała na człowieku, który mówi, że Bóg w jakiś sposób jest obecny w jego życiu. Ale w jaki? No właśnie – oto ciekawe pytanie dla współczesnego filozofa.

Zwrot teologiczny

Nurtem filozoficznym w szczególny sposób badającym ludzkie przeżycia i doświadczenia jest bez wątpienia fenomenologia. W XX w. doszło w jej obrębie do niezwykle ciekawego zjawiska, zwanego dziś „zwrotem teologicznym” (najlepszym jego przykładem jest historia Edyty Stein, którą badanie fenomenów doprowadziło do wiary w Boga). Wysiłki przedstawicieli tego nurtu – takich jak Emmanuel Levinas, Michel Henry czy Paul Ricoeur – znalazły swoje zwieńczenie w pracach wybitnego współczesnego filozofa Jeana-Luka Mariona.
Analiza fenomenów przesyconych (za chwilę wyjaśnimy, co kryje się pod tym tajemniczym pojęciem) doprowadziła Mariona do opisania fenomenu objawienia, spełniającego się w szczególny sposób w osobie Jezusa Chrystusa. I nawet jeśli współczesna filozofia nie podejmuje kwestii istnienia Boga wprost, to nie brakuje dziś osób twierdzących, że mamy oto do czynienia ze współczesną drogą – na wzór dróg Tomasza z Akwinu – prowadzącą do stwierdzenia faktu obecności Boga w naszym świecie. Jest to tym bardziej niesłychane, że Marion, mówiąc o szczególnym rodzaju objawienia, identyfikuje je z osobą Jezusa Chrystusa z Nazaretu.Aby prześledzić drogę, jaką podąża myśl Mariona, musimy wyjaśnić, czym są fenomeny. Otóż pod tym pojęciem kryje się po prostu wszystko to, z czym człowiek ma do czynienia i czego doświadcza. Fenomenem może być przedmiot, który dostrzegliśmy przed sobą; wydarzenie, w którym bierzemy udział; myśl, która pojawiła się w naszym umyśle; uczucie, które właśnie rozgrzało nasze serce. Wszystko, co w sobie i wokół siebie spostrzegamy. Fenomenem jest więc dla człowieka każdy rodzaj doświadczenia świata.

Fenomeny ubogie

Marion, analizując całą gamę tych doświadczeń, zauważa, że można je podzielić na dwie grupy. W pierwszej znajdują się te, które są dla człowieka oczywiste, jasne i przewidywalne. Skrajnie przewidywalnymi fenomenami są np. formuły matematyczne. To, co jest po jednej stronie znaku równości, zawsze znajduje swoje odzwierciedlenie po jego drugiej stronie. Tu nie ma miejsca na zaskoczenie czy nawet jakieś odchylenie od normy. Dwa plus dwa to zawsze cztery. Inny wynik nazwiemy po prostu błędem. To wynika z samej istoty formuł matematycznych.
Większość naszych codziennych doświadczeń to z kolei fenomeny prawa powszechnego. Tak Marion nazywa wszystkie te przeżycia, które – choć wykraczają poza świat matematycznej abstrakcji – są dla nas łatwo przewidywalne. Jeśli nacisnę klamkę, drzwi się otworzą. Jeśli nie zdążę przygotować projektu na czas, mogą mnie spotkać nieprzyjemności w pracy. Jeśli kupię żonie bukiet kwiatów, to się ucieszy. Możliwe są także inne rozwiązania tych życiowych równań, ale i one są łatwo rozwiązywalne i mieszczą się w tym, co Marion nazywa prawem powszechnym. Wracając np. do drzwi – jeśli dbałem o nie niewystarczająco, mogą się po naciśnięciu klamki popsuć i nie otworzyć. Jeśli wyślę je do serwisu, to je tam naprawią. Jeśli zaoszczędziłem i wybrałem lichy zakład, muszę się liczyć z tym, że niedługo znów się popsują. Itd. itd. Mogę to wszystko przewidzieć i nawet spróbować opisać odpowiednimi wzorami.
Świat, który da się opisać matematycznie lub przynajmniej za pomocą formuł prawa powszechnego, to świat składający się z przewidywalnych doświadczeń. Choć wypełniają one większość naszego życia, to jednocześnie nie zaprzątają zbyt mocno naszej uwagi. Marion nazywa je fenomenami ubogimi – bo są ubogie w treść, a kontakt z nimi nie wywołuje u człowieka specjalnych przeżyć. Nie przeżywamy tego, co jest dla nas oczywiste i nad czym możemy zapanować. Co innego, gdy mowa o doświadczeniach wymykających się naszej kontroli, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, które nas zaskakują. Jak np. miłość od pierwszego spojrzenia. Takie doświadczenia zawsze wiążą się z dużym przeżyciem. Marion nazywa je fenomenami przesyconymi. Są tak przesycone treścią, że nie jesteśmy ich w stanie ogarnąć, oswoić, zamknąć pod kluczem wypracowanych dotąd pojęć i kategorii. Wymykają się nam. Ale jednocześnie to właśnie one są esencją życia.

Fenomeny przesycone

Marion wyróżnia cztery rodzaje fenomenów przesyconych. Pierwszym z nich są wydarzenia historyczne. Sięgnijmy do współczesnego przykładu: zamach na World Trade Center. Lub jeszcze bliżej: katastrofa smoleńska. Pamiętajmy, że badamy to, jak ludzie doświadczają tych wydarzeń, jak je przeżywają. Po pierwsze, mocno. Bardzo mocno. Po drugie, w jednym i drugim przypadku dominuje narracja typu: „To nie miało prawa się wydarzyć”. Szok. Zdziwienie. Niedowierzanie. O tym, że mamy do czynienia ze zjawiskami, które nam się wymykają, których nie potrafimy ogarnąć, pojąć, świadczy ilość najróżniejszych teorii próbujących wyjaśnić to, co się stało. Od teorii naukowych, opartych na dostępnych danych, do teorii spiskowych, opartych na wyobraźni ich autorów. Ale ani jedne, ani drugie nie wyczerpują tematu. Dostępne wyjaśnienia nie zadowalają nas: „Dlaczego ten samolot się rozbił? Przecież nie miał prawa”. Powstają więc następne teorie. Temat jest ciągle żywy. Dopóki będą powstawały kolejne publikacje prasowe, kolejne poświęcone mu filmy, będziemy mieli naoczny dowód, że mamy do czynienia z fenomenem przesyconym.
Drugim rodzajem fenomenu przesyconego jest fenomen idola i powiązane z nim doświadczenie blasku. To wszystkie sytuacje, gdy na naszej drodze spotykamy kogoś lub coś, wobec czego wpadamy w zachwyt. Gdy Marion mówi o fenomenie idola, nie ma na myśli niczego złego, po prostu używa pojęcia, które dobrze oddaje naszą reakcję na doświadczaną rzeczywistość. Idolem może być piękna dziewczyna, której uroda odbiera nam mowę. Idolem może być szkolny wychowawca, którym jesteśmy tak zachwyceni, że po powrocie do domu nie potrafimy o niczym innym mówić (dziś coraz rzadziej spotyka się takich wychowawców, głównie dlatego, że zamiast budować relacje z uczniami zmuszeni są zajmować się szkolną biurokracją i wypełniać kolejne tomiszcza papierów). Idolem może być przywódca, który przywrócił nam wiarę w siebie i który prowadzi nas do zwycięstwa. To może być wreszcie jakieś dzieło sztuki lub cud natury. Możliwości jest wiele. W tym doświadczeniu chodzi głównie o zachwyt i blask. I znowu mamy do czynienia z sytuacją, która nam się wymyka, której w pełni nie rozumiemy. Jest wiele pięknych obrazów. Dlaczego wzruszył mnie akurat ten? Co w nim takiego jest? Jest wiele pięknych dziewcząt, dlaczego właśnie ta robi na mnie takie wrażenie? Zdarza się, że usłyszymy takie pytanie gdzieś z boku, od znajomego zaskoczonego naszym zachowaniem. Ale my nie panujemy nad tym doświadczeniem. Zresztą jak mielibyśmy to zrobić, skoro blask nas oślepia. Po prostu trwamy w zachwycie.
Trzecim rodzajem fenomenu przesyconego jest fenomen ikony. To rodzaj niezwykłego doświadczenia, gdy stajemy wobec innej istoty, wobec jej proszącej twarzy, wobec jej otwartych szeroko oczu. Do tej pory mówiliśmy o doświadczeniach, których początkiem byłem ja sam. Moje zdziwienie, mój zachwyt. Teraz dzieje się coś odwrotnego – spostrzegamy, że to ktoś inny czegoś od nas oczekuje. Ktoś inny wyciąga do nas rękę. W filmie „Historie miłosne” osierocona przez matkę dziewczynka zgłasza się do katolickiego księdza i wyznaje mu, że jest jego córką. To, co przeżywa następnie ksiądz, jest doskonałym przykładem fenomenu ikony. Czego chce to dziecko? Czego ode mnie oczekuje? Co mam teraz zrobić? Grany przez Jerzego Stuhra ksiądz zmaga się ze sobą, próbuje zrzucić odpowiedzialność na kogoś innego, szuka kompromisowych rozwiązań – wreszcie rezygnuje z kapłaństwa i adoptuje dziecko, które zwróciło się do niego o pomoc. Tego rodzaju doświadczenia, choć próbujemy przed nimi uciekać, zawsze nas dogonią. Choćby w postaci powracających do końca życia wyrzutów sumienia, gdy zdecydujemy się odtrącić wyciągniętą ku nam rękę, gdy odwrócimy się od wpatrzonej w nas twarzy. Nie potrafimy być w tej sytuacji obojętni, choćbyśmy nie wiem jak mocno tego chcieli.
Ostatnim rodzajem fenomenu przesyconego jest doświadczenie własnej cielesności. Cielesność należy tu rozumieć jednak bardzo szeroko, jako nas samych. To także choćby nasze uczucia. Mowa tu więc o wszystkim, co się dzieje z naszym ciałem, a co wymyka się znanym nam regułom prawa powszechnego. Gdy doszło do zamachu na World Trade Center ludzie doświadczali całej gamy uczuć. Bezradności, rozpaczy, grozy, litości, gniewu, wściekłości. Części z nich się nie spodziewali. Nad częścią nie potrafili zapanować. Inny przykład: nie potrafię zapanować nad tym, co dzieje się ze mną każdego ranka, gdy widzę tę dziewczynę czekającą obok mnie na przystanku na tramwaj. Nie chcę tych uczuć, nie prosiłem o nie, nie próbowałem ich w żaden sposób w sobie wywołać. Dzieje się ze mną coś, czego nie zaplanowałem, nie przewidziałem. Jestem zaskoczony reakcją mojego ciała. To właśnie fenomen cielesności.

Spotkanie z Jezusem

Fenomeny przesycone mogą pojawiać się w życiu człowieka w różnych konfiguracjach. Zakochanie można opisać jako doświadczenie fenomenu blasku i cielesności. Przyjście nowego dziecka na świat może być dla jego rodziców połączeniem aż trzech fenomenów: blasku, cielesności i ikony. Jest jednak jedna, unikatowa sytuacja, gdy wszystkie cztery fenomeny występują wspólnie, wzajemnie się potęgując. To na tyle potężne połączenie, że dochodzi wówczas do powstania całkiem nowego doświadczenia, które Marion nazywa fenomenem objawienia. I ma na myśli spotkanie człowieka z Jezusem Chrystusem.
Bez wątpienia osoba Chrystusa wciąż pozostaje żywym problemem historycznym. Mimo upływu tylu lat od narodzin, śmierci i zmartwychwstania Jezusa z Nazaretu, wciąż pojawiają się artykuły, książki, filmy, które próbują te wydarzenia opisać za pomocą dostępnych nam pojęć i formuł. Nie brakuje wśród nich teorii spiskowych: że Jezus nie istniał, że wymyślili go apostołowie, że nie zmartwychwstał, że nie został ukrzyżowany, że ożenił się z Marią Magdaleną itd. Po drugiej stronie barykady są ci, którzy wierzą przesłaniu Nowego Testamentu, ale i oni wciąż się zastanawiają, jak to było możliwe? Trwa zmaganie się ludzi z fenomenem wydarzenia historycznego, jakim było pojawienie się Jezusa na świecie.
Wyznawcy Jezusa bez ogródek mówią o bijącym od niego blasku. Do dziś miliony ludzi zginają przed Nauczycielem z Nazaretu swoje kolana. Nawet ludzie niewierzący są zachwyceni mądrością tego człowieka, a co dopiero ci, którzy rozpoznają w nim Syna Bożego. Spotkanie z Jezusem potrafi oślepić. Nawet dosłownie – wystarczy przypomnieć historię zejścia Jezusa z Góry Przemienienia lub przygodę Saula na drodze do Damaszku.
Spotkanie z Jezusem rodzi w ludziach całą gamę niespodziewanych uczuć. Świadczą o tym zarówno klasyczne opisy przeżyć świętych, jak i niezliczone świadectwa nawróceń (a także wściekłość prześladowców chrześcijan czy zapał prześmiewców). C.S. Lewis historię swojego nowego narodzenia zatytułował Surprised by Joy – zaskoczony przez radość. Inni mówią o spokoju, który wypełnia ich po każdej modlitwie do Chrystusa, mimo burzy szalejącej w ich życiu.
Ale przede wszystkim Jezus wciąż wyciąga do nas rękę i oczekuje, że pójdziemy za Nim. Centralnym momentem spotkania człowieka z Chrystusem jest to, co Marion nazywa fenomenem ikony. Oto pojawia się przed nami twarz drugiego. Możemy odpowiedzieć wpatrzonym w nas z miłością oczom lub się od nich odwrócić. Ale nie możemy pozostać wobec nich obojętni.

Droga wiary

Analiza Mariona nie jest klasycznym dowodem na istnienie Boga. Jest za to niezwykle ciekawym opisem tego, co przeżywa człowiek w momencie spotkania z Jezusem Chrystusem. Marion pokazuje, że to spotkanie jest jednym z najmocniejszych ludzkich doświadczeń i nie waha się go nazwać fenomenem objawienia.
Czy nie jest to jednak dowód na to, że Jezus żyje, że działa, że wciąż dotyka ludzkich serc? Tak, ale dla tych, którzy w Niego wierzą. Inni powiedzą: my nie widzimy bijącego od Waszego mistrza blasku, nie czujemy na myśl o Nim żadnej radości. Nie znają Jezusa. Bo poznać Go, to przede wszystkim odpowiedzieć na Jego wezwanie. A to już wymaga od człowieka kroku wiary.

 


Współpraca: dr Wojciech Starzyński

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zamieszczanych treści bez zezwolenia zabronione.