Bajka o Samarytaninie

Bajka o Samarytaninie

Edyta Duda -Olechowska 12 kwietnia 2016

Pewien człowiek szedł z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców, którzy go obrabowali, poranili i odeszli, zostawiając na pół umarłego.

Przypadkiem (?) szedł tą drogą jakiś kapłan i zobaczywszy go, przeszedł mimo.
I kiedy już tak przeszedł mimo, pomyślał:
- A co ja tak przechodzę „mimo”? To kompletnie bez sensu, tak „mimo” przejść. Wrócił więc do leżącego, wyciągnął swój telefon i zrobił mu zdjęcie. Wrzucił na fejsa. Podpisał : „Mężczyzna w sile wieku. Zamiast bronić domu, łazi po świecie, to ma”.

Podobnie i inny, co codziennie mądre księgi czytał, przyszedł na to miejsce i zobaczył leżącego.
- A to ten - pomyślał. „Mężczyzna w sile wieku”.
- Zalajkowałem to zdjęcie.
I poszedł dalej.

Pewien Samarytanin zaś, podróżując tędy, podjechał do niego i ujrzawszy, zaczął się zastanawiać…
- Opatrzyć rany? W sumie… może mnie czymś zarazić, a ja dzieci mam.
- Lekarza wezwać?  Ale zanim przyjadą…  jeszcze każą zapłacić za karetkę…
- Może do domu go zabrać? Pomieszka, pomieszka trochę, a w nocy ucieknie. I nawet nie podziękuje!
- I bądź tu mądry!

Zaczął się poważnie niepokoić. Jedni piszą na Facebooku, że taki to tylko zgwałci i głowę utnie. Inni, że drzwi otwarte i wszystkich twoich braci i kuzynów zapraszamy już dziś! I kogo słuchać? Tych z lewa, czy tych z prawa? Tych z góry? Czy tych z dołu? Się dogadać nie mogą! Uzgodnić jednej wersji i już by człowiek wiedział co robić. Zastanawiać by się nawet nie musiał. Kogo słuchać? Komu wierzyć?

- Się narobiło… A tak fajnie było. Modlitwę się odmówiło, post się przeszło, jałmużnę się dało, do kościoła się poszło, i już. To nie! - musieli to wszystko poprzestawiać, porozłazić się po całej ziemi, ci dziennikarze potem to opisują, jakby nie można było normalnie, jak człowiek! Modlitwa, post, jałmużna, kościół i już!?

- Ty, Leżący! - odezwał się do leżącego.
- Po coś tu szedł? Nie mogłeś zostać? Chłop jak dąb! Mam ci wierzyć, że się śmierci bałeś? No to masz teraz życie w rowie! Podoba ci się? Trzeba było zostać! Może byś i zginął, ale jakie to szlachetne jest! Wiersze by o tobie pisali, tablice wmurowali. Tu musiałeś zalec? Tu? Do Niemiec nie mogłeś się jakoś doczłapać?  Oni by ci może pomogli,  bo mają  wyrzuty sumienia. Oni już drugi raz takiego numeru nie mogą wykręcić. Co innego my.

- I co ja z tobą mam Leżący ty jeden! Co tak jęczysz? Ty myślisz, że my tu kłopotów nie mamy? Ty wiesz, jakie my tu podatki płacimy? Nasze dzieci nawet drożdżówek w szkole zjeść nie mogą, a ty się tu bezczelnie bić dajesz! Na naszej ziemi? Ty, jak się już pozbierasz, powinieneś list napisać do swojej żony i dzieci, i wszystkich, którzy tam jeszcze są, że nie warto tu przyjeżdżać. Ja ci podyktuję: „Droga żono i kochane dzieci. Tu będzie śnieg. Bardzo zimno. Tu jest bieda. Tu nauczyciele mało zarabiają. Pielęgniarki, górnicy, aktorzy też, nie mówiąc o emerytach. Politycy kradną. Tu nie mogą pomóc samym sobie, więc nam tym bardziej. To zrozumiałe. Musicie tam zostać i umrzeć”.  Taki list ci podyktuję i wyślemy. Opublikujemy, gdzie się da.

- No, przecież ja cię nie mogę tak zostawić, bo o mnie na mieście mówią Miłosierny. Cały PR pójdzie się paść, jak cię tu tak zostawię…

- Dobra, dobra, nie jęcz tak, zaraz coś wymyślę. Czy ty mi nie ufasz? Zobacz ile ja ci już czasu poświęciłem! Jak długo już tu stoję i myślę? No ile? Sam widzisz.

- Daj się skupić. Ależ ja z tobą mam wielki ucisk!

Samarytanin, z tego wszystkiego,  zaczął się modlić:
- Panie, ratuj! Mnie ratuj!  Panie, pomóż mi! Lęk mnie dopadł! Serce mam strapione! Poślij anioła do mnie, niech mnie skrzydłami ochroni, niech mi powie, co ma robić, bo mnie już głowa boli od tego myślenia!

I dobry i jakże cierpliwy Bóg posłał swojego anioła do Miłosiernego.
Miłosierny w pierwszej chwili anioła nie poznał.
- Ładnie tak podsłuchiwać? - ofuknął posłańca.
- Bóg mnie posyła do ciebie. Aniołem jestem – prosto z mostu powiedział anioł, bo wiedział, że język literacki tu wiele nie zdziała.
- Poważnie? - zdziwił się Miłosierny. Super! To powiedz, co mam robić, z tym  uciekinierem lub imigrantem lub terrorystą.
- O miłości bliźniego czytałeś? - zapytał anioł.
- Jasne. Ale czy to było o nich, no wiesz… Arabach, Nigeryjczykach, Erytrejczykach, Turkach, muzułmanach –  Syryjczykach…
- A myślałeś, że tylko o Czechach? - przerwał mu Anioł.
- Ok, ok, nie denerwuj się tak. Kto pyta nie błądzi, prawda? - próbował zażartować Miłosierny, ale mu nie wyszło.  Jednak nie dawał za wygraną i szedł w zaparte:
- Słuchaj piękny aniele, nie wiem z której części nieba przyleciałeś, ale ja jestem przedstawicielem wartości judeo-chrześcijańskich i mam pewne zobowiązania. Ja muszę tego bronić, przed takimi jak ten, co może w każdej chwili wstać i powiedzieć, że choinki nie będzie.
Anioł nie bardzo rozumiał skąd pojawił się wątek pogański w tej rozmowie.

- Ty wiesz, że oni kobiet nie szanują? A co, my sami nie umiemy swoich kobiet bić? – argumentował Miłosierny.

- Pół fejsbuka krzyczy:  W obozach niech mieszkają, bo trzeba ich dobrze sprawdzić, inni, że to holocaust.
- Gwałciciele! Bóg też ich kocha!
- Mordercy! Miłuj bliźniego!
- Krzyżują! Ale ci właśnie przed nimi uciekają!
- Kto? Wina Ameryki!
- Kiedy? Wina Rosjan!
- Po co? Nasza wina!
- Do gazu! Manipulacja medialna!
- Ty debilu! W imię Ojca!
- Ciapatych nam nie trzeba! I Syna!
- Śmieć ludzki! I Ducha!
- Ja się boję! Ja jeszcze bardziej!
- I co ty na to Aniele, za łby się wzięli!

- Mniej pracy będzie dla tych, co po te łby podobno idą - odpowiedział anioł zupełnie poważnie. Tu nie trzeba islamu, żeby wasza religia i kultura zniknęła!  Wy sobie sami świetnie radzicie… O chrześcijaństwo  walczą ci, co nie rozróżniają Starego Testamentu od Nowego. O polską kulturę i dziedzictwo narodowe ci, co w teatrze byli w maturalnej klasie. Własne myślenie wy-łą-cza-cie! A na czym polega osobista relacja z Bogiem? Na „oddaję Ci swoje życie”  i odfajkowane, czy na codziennym przebywaniu, zadawaniu pytań, kłótni nawet, ale osobistej?! Ty i Bóg! A nie ty i reszta świata! „Kogo tu słuchać?” -  pytasz. A może: Boga? Otwórz Biblię! Każdy werset do Ciebie mówi! Każde słowo! – Anioł nie człowiek, więc go trochę poniosło.

- Ale czy ja mam się nie bać, skoro się boję?! – spuścił trochę z tonu Współczesny Miłosierny Samarytanin.

Anioł, tym razem już spokojniej, powiedział:
- „Błogosławiony mąż, który polega na Panu.
Którego ufnością jest Pan!
Jest on jak drzewo zasadzone nad wodą,
Które nad potok zapuszcza swoje korzenie,
nie boi się, gdy upał nadchodzi,
lecz jego liść pozostaje zielony,
i w roku posuchy się nie frasuje,
i nie przestaje wydawać owocu”.

- Ładnie mówisz - przyznał łaskawie Miłosierny.
- To nie ja, to Jeremiasz. Jakbyś czytał ze zrozumieniem i Duchem Świętym, może byś zapamiętał.
- Dokąd idziesz? - zaniepokoił się Samarytanin. - Zaczekaj!
- Nie chce mi się z tobą gadać. Lecę! Cześć. – anioł odwrócił się…
- Proszę, nie odlatuj! Jeszcze minutkę! Ale wiesz przecież aniele drogi, lepiej ode mnie, że może się stać coś niedobrego…

Anioł popatrzył w oczy Miłosiernego, który w tym momencie był bardziej Wątpiącym i Zalęknionym niż miłosiernym, ale odpowiedział: Gdy Jezus szedł na Golgotę, wiedział, że tam na górze dobrze nie będzie, że czeka Go tam niewyobrażalne cierpienie i samotność. Mógł zawrócić. Ale poszedł.
I Samarytanin tak stał, stał i myślał o tym, co usłyszał, a Leżący tymczasem…

  • TAGI: Bajka | Bliźni | Miłosierdzie | Obcy | Samarytanin | Uchodźcy
Edyta Duda -Olechowska

Autor: Edyta Duda -Olechowska

Mama dwóch synów, żona jednego męża. Współzałożycielka Chrześcijańskiej Wspólnoty Ewangelicznej w Bielsku- Białej. Związana ze Zborem Zielonoświątkowym przy ul. Siennej w Warszawie. Aktorka, dramaturg, reżyser.


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zamieszczanych treści bez zezwolenia zabronione.