Żyjemy w czasach, w których nastawienie na sukces jest tak mocno promowane w Kościele, że wielu z nas poświęca inne obszary swojego życia, by tak czy inaczej go osiągnąć.
Zaniedbujemy swoje zdrowie, swoje potrzeby emocjonalne i duchowe, swoje rodziny, przyjaciół czy pasje, tylko po to, by odnieść w Kościele sukces, bardzo często mierzony ludzkimi, a nie duchowymi kryteriami. Może to prowadzić do tego, jak mówi Bill Hybels, że zaczynamy realizować Boże dzieło w Kościele w taki sposób, który niszczy Boże dzieło w nas.
Tymczasem źródłem wypalenia i duchowej dezintegracji może być brak świadomości, że każdy rodzaj pracy, który opiera się na okazywaniu empatii i zrozumienia dla ludzi, ich problemów, zranień i słabości, wysysa z człowieka jego energię emocjonalną i duchową. Potrzebna jest regularna regeneracja. by osoba wykonująca taki zawód nie doświadczyła wypalenia, które uniemożliwi jej dalszą pracę i zniszczy zdrowie emocjonalne. W takich momentach bardzo łatwo wpaść w religijną hipokryzję, powierzchowność, podwójne życie. Wówczas chrześcijanin z jednej strony dostosowuje się do oczekiwań ludzi, do pobożności w Kościele, do wymogów służby i pracy z ludźmi, ale jednocześnie wewnętrznie nie angażuje się w to co robi, bo nie może. Jego życie jest puste i wypalone. A na pustym baku nie da się daleko zajechać.
Trwanie w takim stanie może prowadzić do grzechów nawykowych, do uzależnień, do tolerowania i usprawiedliwiania grzechu we własnym życiu, do nadmiernego reagowania na grzechy innych, i ostatecznie pozbawić nas duchowej i moralnej zdolności do dalszej pracy w Kościele.
Lekarstwem na tego rodzaju kryzysy jest uświadomienie sobie własnych potrzeb oraz pozbawione poczucia winy zadbanie o nie, by móc na płaszczyźnie własnego zdrowia fizycznego, psychicznego i duchowego służyć ludziom przez całe swoje aktywne życie.
Każdy człowiek ma prawo do odpoczynku, do grona przyjaciół, z którymi czuje się swobodnie a nie urzędowo, do własnych pasji i zainteresowań. Do czasu dla siebie i dla własnej rodziny, do odpoczynku krótko i długoterminowego. Może nawet tym bardziej potrzebują tego pastorzy i liderzy chrześcijańscy, bo często to właśnie od naszego stanu życia zależy duchowy stan i przeznaczenie ludzi, którzy są w zasięgu naszej służby.