Felieton naiwnego, czyli za czym tęskni Dyzio Marzyciel

Felieton naiwnego, czyli za czym tęskni Dyzio Marzyciel

Tomasz Żółtko 23 czerwca 2015

Marzy mi się chrześcijaństwo nieopresyjne - czyli pokorne. Czyli nie walczące, ale proponujące. Wierzę bowiem, że jeżeli ewangelia ma moc zmieniać ludzi (nas… mnie!), to niepotrzebne jej są agresywne zachowania. Jezus Chrystus w człowieku to bowiem zmieniony umysł i zmienione serce. A tego się nie zadekretuje.

 


Marzy mi się chrześcijaństwo nieopresyjne.  Chrześcijaństwo, które swoją tożsamość będzie wciąż i wciąż odnajdywało w Chrystusie a nie „w posiadaniu” jakiegoś wroga. Nie wiem na ile jest to przypadłość ogólnoludzka, a na ile tylko polska, jednakowoż ta druga – przyznaję, doskwiera mnie Polakowi - dotkliwie. Wróg nadający sens temu, kim jestem oraz sens moim życiowym pasjom i aktywnościom.  Wrogiem mogą być praktycznie wszyscy. Przez lata np. byli nim komuniści. Proszę zauważyć, jakim problemem dla niektórych środowisk katolickich jest do dziś fakt, że od 26-ściu lat żyjemy w wolnym kraju. Ileż frustracji bierze się stąd, że od dawna nie ma już wśród nas „rasowych czerwonych oprawców”, z którymi trzeba walczyć.  Ten dojmujący brak, z emocjonalnej konieczności trzeba jakoś sobie zrekompensować. Stąd „układ”, masoni, „różowe hieny”, mainstreamowe media, lewacy, homoseksualiści, feministki itd., itp...

Ewangelikalni protestanci nie są w tym względzie odmienni. Im także bez wroga jest zdecydowanie jakoś nieporęcznie. Stąd w ich wydaniu różnej maści krucjaty wymierzone w kościoły historyczne, niekończące się poszukiwania zwiedzeń połączone z piętnowaniem zwiedzionych, a także postrzeganie ekumenizmu jako diabelskiego pomiotu.  Niedawno pewien „ewangelista” napisał list otwarty do duchownych swego kościoła, w którym skarżył się, że traci motywację do ewangelizowania katolików, ponieważ niektórzy spośród jego adresatów biorą czynny udział w różnych ekumenicznych konferencjach, gdzie wszyscy uczestnicy są traktowani po partnersku.  Głoszenie ewangelii nie po to, żeby inspirować Jezusem – Zbawicielem, ale w kontrze do kogoś, w kontrze do wroga. Kiedy wróg – chociaż czasami – okazuje się być partnerem, opowiadanie o zbawieniu traci sens.  Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że dla pewnej grupy ludzi, warunkiem niewystarczającym, ale koniecznym do zbawienia, jest bycie zdeklarowanym antyekumenistą. Cudne…!

Marzy mi się chrześcijaństwo nieopresyjne - czyli pokorne. Czyli nie walczące, ale proponujące. Wierzę bowiem, że jeżeli ewangelia ma moc zmieniać ludzi (nas… mnie!), to niepotrzebne jej są agresywne zachowania, nawet jeżeli stanowią one odpowiedź na czyjąś wcześniejszą agresję. Jezus Chrystus w człowieku to bowiem zmieniony umysł i zmienione serce. A tego się nie zadekretuje! Tym się np. chrześcijaństwo różni od islamu. Nowa rzeczywistość, dzięki temu, co uczynił dla mnie mój Mistrz!  Stąd, z jednej strony inne, wyższe standardy życia, ale z drugiej - szacunek dla osób, które tych standardów nie podzielają i nimi nie żyją. Najbardziej restrykcyjne przepisy antyaborcyjne nigdy nie zapobiegną usuwaniom niechcianych ciąż. Tylko zmienione życia Polek i Polaków są w stanie skutecznie uszczuplić dochody ginekologicznych klinik w Czechach, Niemczech i innych pobliskich krajach. Pogarda „świętych” nigdy nie zmieni homoseksualisty w heteroseksualistę.  

Marzy mi się chrześcijaństwo nieopresyjne – czyli dialogujące. Wewnątrz i na zewnątrz. Marzy mi się sytuacja, gdzie przynajmniej niektórzy „przyboczni Pana Boga” dopuszczą do swojej świadomości taką oto możliwość, że jeżeli np. spotykam się  z osobą o bardzo odmiennych od moich przekonaniach dogmatycznych, to dzieje się tak nie dlatego, że jestem relatywistą albo idiotą, który nie wie w co wierzy, ale czynię tak dlatego, bo właśnie WIEM w co wierzę i to daje mi komfort spokojnego rozmawiania. Komfort bezpiecznej, życzliwej próby poznania i zrozumienia drugiego człowieka. (Nota bene - na tym właśnie polega ekumenizm.) Jednocześnie marzy mi się chrześcijaństwo, promujące apologetów będących zdolnymi do podjęcia dialogu z tzw. „światem” i przedstawiających zaufanie Chrystusowi nie w kategoriach „fanatyzmu nieuków”, ale jako spójny i  logiczny system doskonale tłumaczący otaczającą nas rzeczywistość. System zadający kłam rozpowszechnionemu, a jakże fałszywemu twierdzeniu, że pogląd naukowy to zawsze pogląd ateistyczny.

Marzy mi się chrześcijaństwo nieopresyjne – czyli życzliwe. Chrześcijaństwo wzajemnie życzliwych sobie ludzi, którzy znalazłszy swoje poczucie wartości w Bożym Synu, nie muszą niczego nikomu udowadniać, a już na pewno nie muszą tego czynić kosztem innych. Myślę sobie, że pokorna życzliwość (czy przypadkiem zupełnie nie zapomniana w Kościele?) jest kluczem do ludzkich serc. Cóż mi z czyjejś racji, jeżeli jest ona podana w poniżający mnie, obrażający sposób? Zawsze ją odrzucę, nawet, jeżeli zawiera ona w sobie prawdę. Bycie bowiem upokarzanym i poniżanym boli, a nikt z nas nie chce cierpieć! Nasz codzienny mozół jest wszak i tak już wystarczająco „cierpieniogenny”. Wiem, wiem – wszyscy obrońcy „wartości” oraz „najprawdziwszych prawd” wiary rzucą się teraz na mnie z okrzykiem, że propaguję „chrześcijaństwo głaskania się po głowach”. Otóż nie! Propaguję chrześcijaństwo „nie walenia się po głowach Bibliami w twardych okładkach”.

Marzy mi się chrześcijaństwo nieopresyjne – czyli otwartych umysłów. Chrześcijaństwo, jako pewien rodzaj przestrzeni, gdzie świętość nie będzie mierzona gęstością oraz ilością przytaczanych cytatów biblijnych, ale będzie wynikała z integralności życia, jako pochodnej znajomości tejże Biblii.  Jednocześnie marzy mi się, abym w obrębie takiej bezpiecznej przestrzeni, mógł razem z innymi „fascynatami Księgi” spokojnie pokonwersować o filmie, literaturze, muzyce, nauce… seksie…(!) i czuć się w tym niezagrożonym atakami, jakobym był tak bardzo cielesny, światowy i nieduchowy. „Kocham” takie sytuacje, gdy ludzie, którzy w życiu nie zamienili ze mną jednego słowa, wiedzą jak bardzo „zaprzedałem się duchowi tego świata”.

Marzy mi się chrześcijaństwo nieopresyjne – czyli miłosierne dla grzeszników. Sam jestem grzesznikiem, więc zwyczajnie wiem, że świadomość miłosierdzia Boga, a nie „braterskiego” bata nad plecami, najskuteczniej skłania do pokuty. Ale miłosierdzie dla grzeszników to w moim przekonaniu także nieschlebianie modom walczenia z określonymi grzechami.  Jakże dzisiaj łatwo wypalać piętna na czołach wspomnianych homoseksualistów, aborcjonistek czy bezwstydnych transwestytów. Gorzej odnaleźć równie (bardziej?) odrażający grzech w obrzydliwym, publicznym niszczeniu czyjejś godności na Facebooku. Napisałem akurat o nim, gdyż żywię przekonanie, że ostatnimi czasy jemu chrześcijanie oddają się ze szczególnym upodobaniem i gorliwością.

No i wreszcie marzy mi się chrześcijaństwo nieopresyjne, czyli nie odmóżdżone. Nie funkcjonujące niczym niegdysiejszy socjalizm, który był mistrzem w rozwiązywaniu problemów, które sam stwarzał. Inaczej – marzy mi się, że wyznawcy Mesjasza zdecydowanie bardziej zajmą się zmaganiami z rzeczywistymi problemami egzystencji i zaprzestaną zmagań z urojonymi. Które święta obchodzić (czy może być choinka z bombkami na Boże Narodzenie?!), jakiej muzyki słuchać, jaki powinien być wygląd duchownego, czy w modlitwie wznosić dłonie, czy raczej je składać, krawat czy brak krawata, itd., itp.

Marzy mi się… tyle że… no cóż – wstyd to przyznać - sam reprezentuję poziom jakże odległy od tego z własnych marzeń! Stąd doprawdy trudno uwierzyć, że coś może się zmienić. Stąd taki felieton, rodem z science-fiction.

Boże – proszę - pomóż mojemu niedowiarstwu!

  • TAGI: Agresja | Dialog | Dogmat | Ekumenizm | Grzech | Miłość | Pokora | Świętość
Tomasz Żółtko

Autor: Tomasz Żółtko

Muzyk, kompozytor, poeta, teolog i publicysta. Jedna z najbardziej barwnych i niekonwencjonalnych postaci współczesnej piosenki autorskiej. Wiele z jego utworów zmusza do refleksji, krytycznego spojrzenia na siebie i otaczającą nas rzeczywistość. Szczęściarz zakochany nieprzytomnie w swojej Żonie i dwójce dzieci. Ideowy chrześcijanin, naśladowca Chrystusa. Przeciwnik fundamentalizmów we wszelkiej postaci, za co bywa zwalczany i potępiany przez różnych ortodoksów. Natomiast przez osoby areligijne często postrzegany jako dewota. Klasyczny samotny wilk. Wydał do tej pory trzynaście płyt oraz sześć zbiorów wierszy. W internecie na www.facebook.com/TomaszZoltko oraz www.tomekz.com.pl.


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zamieszczanych treści bez zezwolenia zabronione.