Miłość nie szuka poklasku, nie przechwala się, niczym nie chełpi. Czy taki był Jezus? Odpowiedź wcale nie jest tak jednoznaczna i prosta, jak by się mogło zdawać…
Przyznam, że nad tym odcinkiem najwięcej się nagłowiłem. A to za sprawą kilku wersetów, które zacytuję na wstępie, żeby i was wprawić w zakłopotanie. Bądźmy szczerzy – czy to nie wygląda na przechwałki?
A gdy Jezus ujrzał wiarę ich, rzekł do sparaliżowanego: – Ufaj, synu, odpuszczone są grzechy twoje. – A oto niektórzy z uczonych w Piśmie pomyśleli sobie: – Ten bluźni. – Ale Jezus przejrzawszy ich myśli, rzekł: – Dlaczego myślicie źle w sercach swoich? Cóż bowiem jest łatwiej, czy rzec: „odpuszczone są grzechy twoje”, czy rzec: „wstań i chodź”? Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma moc na ziemi odpuszczać grzechy – rzekł do sparaliżowanego: – Wstań, weź łoże swoje i idź do domu swego! – Wstał tedy i odszedł do domu swego. (Mat. 9:2-7, BW)
Alternatywna, prowokacyjna wersja mogłaby brzmieć tak: – Wy, żmije! Nadal nie wierzycie, że jestem Mesjaszem? No to wam pokażę! Hops, ta dam! I co? Co teraz powiecie? A dopiero wam kopary opadną, jak zobaczycie wskrzeszonego z martwych Łazarza!
Jezus w mowie i w czynie zaświadczył (po raz n-ty), że jest Mesjaszem. Ale jaka jest różnica między takim świadectwem, a przechwałkami? Gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie? Jeśli mam naśladować Jezusa, muszę znać granicę!
Przechwałki, chełpienie się, epatowanie własnymi zaletami, osiągnięciami – to domena chwalipięt, pyszałków – osób, które mają wysokie mniemanie o sobie, na ogół porównując się z wyższością do innych. Prędzej czy później prowadzi to do kłamstwa, fałszu i obłudy, bo nikt z ludzi nie był, nie jest i nie będzie idealny. Nikt prócz Jezusa. On jeden miał podstawy, by pysznić się swoją wielkością. A nie robił tego. Nawet wówczas, gdy wprost mówił, kim jest, jaki jest wielki i co potrafi. Jak to możliwe?
Po pierwsze, motywacja. Po drugie, motywacja. Po trzecie… motywacja. Ludzie chwalą się na ogół wtedy, gdy mają niskie poczucie wartości lub gdy chcą utrzymać i umocnić swoją pozycję. Krótko mówiąc, „szukają poklasku”. Jezus był inny. Jezus czuł się Synem Boga, a więc kimś najcenniejszym, a o pozycję, opinię dbać nie musiał – dbał o to jego Ojciec (por. Jan. 8:13-19).
Raczej więc nie starał się o rozgłos, przeciwnie; obok relacji ewangelistów o cudach Jezusa, nieraz czytamy coś w stylu „przykazał im, aby nikomu o tym nie mówili, ale im więcej im przykazywał, tym więcej oni to rozgłaszali” (Mar. 7:36, BW). A jeśli już chciał, by wieść o cudzie się rozniosła, mówił tak: „bacz, abyś nikomu nie mówił, lecz idź, ukaż się kapłanowi i ofiaruj nakazany przez Mojżesza dar na świadectwo dla nich” (Mat. 8:4, BW, zob. też Mar. 1:44).
A po co to „świadectwo”? Tutaj nieuchronnie zbliżam się do puenty, do odpowiedzi na pytanie: co to ma wspólnego z miłością? W tym kontekście polecam dłuższy fragment Ew. Jana 5:31-43, a tu cytuję tylko kilka wyjętych stamtąd słów Jezusa: „to mówię, abyście byli zbawieni”.
– Kto we Mnie wierzy – mówi Jezus (Jan. 14:12, BW) – będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca. – A zatem… mogę działać i tylko tym się chwalić, co Bóg zrobił dla mnie i przeze mnie, i to tylko po to, by ludzie uwierzyli i zostali zbawieni. To jest sposób i test na miłość do świata.