Tak, wierzę!

Tak, wierzę!

Mariusz Muszczyński 02 stycznia 2017

Nie wierzymy w miłość tylko wówczas, gdy sami nigdy jej nie przeżyliśmy. Jednak każdy zakochany jest kolejnym dowodem na istnienie miłości. W ten sam sposób każdy prawdziwy naśladowca Mesjasza jest dowodem na istnienie Stwórcy.

 


XXI wiek przywitał nas nie tylko coraz szybszym postępem technologicznym, ale również odrodzeniem ateizmu - tak zwanym nowym ateizmem (neoateizmem). Jak widać, zwalczanie religii nigdy nie wychodzi z mody, a ostatnio nabrało nowej dynamiki.

Argumenty nowych ateistów, do których możemy zaliczyć Richarda Dawkinsa, Sama Harrisa, Christophera Hitchensa i innych, nie są nowe, jednak wymagają rzetelnej odpowiedzi ze strony wierzących. Dla nas, chrześcijan, jest to poniekąd obowiązek, wyraźnie wyartykułowany w Piśmie Świętym:

...Dzięki temu będziecie zawsze gotowi do obrony przed każdym, kto zechce, byście mu wyjaśnili, dlaczego żyjecie nadzieją. Czyńcie to jednak łagodnie, odpowiedzialnie, z zachowaniem czystego sumienia. Niech się okaże, że to, za co was oczerniają, jest bezpodstawne... (1 Piotra 3,15-16)

Do najbardziej powszechnych zarzutów wobec chrześcijańskiej wiary należą kwestie naukowych argumentów - jakoby przeciwnych Biblii, ewolucjonizm kontra kreacjonizm, krytyka religii jako źródła przemocy, problem cierpienia, wiara przeciwna rozumowi, czyli irracjonalność religii, jak też oczywiste z punktu widzenia ateistów negowanie istnienia Boga, osoby Jezusa oraz podważanie niektórych opisów i wydarzeń historycznych, związanych z Biblią i chrześcijaństwem. Jak oprzeć się fali nowego ateizmu, reprezentowanego przez autorów popularnych książek, obarczających religijne systemy winą za większość współczesnych kłopotów świata? Systemy religijne bywają rzeczywiście skażone, czasem upolitycznione, ale czy to znaczy, że powinniśmy odrzucić wiarę?

Jeden z powszechnie używanych sloganów brzmi: wiara jest dla zacofanych i nieoświeconych ludzi. Jakieś sześćdziesiąt lat temu popularna była teoria sekularyzacji, czyli przekonanie, że wiara osłabnie i całkowicie zaniknie w miarę rozwoju technologicznego. Według tej teorii dzisiaj nie powinno być religii w krajach wysoko rozwiniętych. Fakty są jednak zupełnie inne - główne religie świata rosną. (W ostatnich latach islam rozwijał się rocznie w skali prawie dwóch procent, a chrześcijaństwo około półtora procenta. Chrześcijaństwo umacnia się w krajach Azji, w samych tylko Chinach będzie niebawem pięćset milionów chrześcijan). Poza tym, duża liczba naukowców uważa się za osoby świadomie wierzące. Badania pokazują, że wskaźnik wynosi około czterdzieści procent naukowców-teistów. To znaczy, że nauka i wiara nie muszą się wykluczać, wręcz przeciwnie, mogą się uzupełniać, wbrew ateistycznej tezie o niemożności przenikania się tych dwóch obszarów. Pisarz i teolog Lee Strobel mówi o sobie, że kiedyś dzięki nauce stał się ateistą, a później, paradoksalnie, dzięki niej odnalazł Boga.

To prawda, że nikt nie udowodnił istnienia Boga, ale nikt też nie udowodnił, że On nie istnieje. Stwórcy nie można przecież dotknąć, powąchać, zmierzyć, nagrać z Nim filmiku, zrobić zdjęcia. Jeden z sowieckich astronautów powiedział, że był w kosmosie i nie widział tam Boga! Jeśli Bóg nie pokazuje się na bilbordach, czy to oznacza, że nie istnieje? Czy możemy zmierzyć i zważyć miłość? Pokazać swoje myśli lub sfotografować sumienie? A jednak istnieje miłość, myśl, sumienie. Można je wyrazić słowami, zachowaniem. Wierzymy w sferę niewidzialną, ponieważ jest częścią nas i manifestujemy ją za pomocą zewnętrznych, widzialnych gestów i czynów. Czy Bóg musi być widzialny i empirycznie podlegać weryfikacji, by w Niego wierzyć? Po prostu nauka i religia to odrębne dziedziny, które nie kierują się tymi samymi prawami weryfikacji, nie wykluczając się wzajemnie.

Bóg pośrednio manifestuje swe istnienie poprzez czyny. Wszechświat i stworzenie są tego namacalnym dowodem. Stworzony świat jest pierwszą i najstarszą Biblią jaką możemy czytać. Im dalej patrzymy na wszechświat, im bliżej przyglądamy się cząsteczkom, tym większy jest nasz podziw dla piękna, a jednocześnie zdziwienie, zakłopotanie naszą nieświadomością - bo coraz bardziej wiemy, jak mało wiemy.

Stwórca zamanifestował się ostatecznie przez Osobę. Słowo stało się ciałem. Przyszedł do nas osobiście. Dzisiejsza technologia potrafi zmieścić duże zasoby pamięci w małych nośnikach. Stwórca zrobił to umieszczając swoją potęgę w ciele jednego człowieka. Przyjął ludzkie ciało i pokazał kim jest - praktycznie. Pokazał czym jest przebaczenie, łaska, pokora.

Za istnieniem Boga przemawia wszechświat, głos Biblii, Mesjasz. Nigdy jednak nie udowodnimy, że On istnieje i to nie jest naszym zadaniem. Celem wiary nie jest naukowo udowodnić i intelektualnie przekonać, ale praktycznie pokazać światu. Liczy się bardziej życie niż argumenty, miłość niż wiedza.

Nie wierzymy w miłość tylko wówczas, gdy sami nigdy jej nie przeżyliśmy. Jednak każdy zakochany jest kolejnym dowodem na istnienie miłości. W ten sam sposób każdy prawdziwy naśladowca Mesjasza jest dowodem na istnienie Stwórcy. Najsilniejszym argumentem, przemawiającym za prawdą chrześcijańską nie są rozważania teologiczne, filozoficzne, ale prawdziwie święte życie chrześcijan, którzy napełnieni Duchem Świętym głoszą słowem i czynem wielką miłość Boga wobec świata. Takiego świadectwa potrzebujemy, „aby ludzie widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Boga, który jest w niebie" (Mt 5,16).

  • TAGI: Ateizm | Dowód | Miłość | Nauka | Wiara
Mariusz Muszczyński

Autor: Mariusz Muszczyński

Powoli dorastający mąż, egoistycznie dumny ojciec, raczkujący nieporadnie ogrodnik, pasjonat sportu, sauny, kominka, nieco naiwny pastor, przyjaciel każdego, kto zakłada nowe kościoły.


© Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie zamieszczanych treści bez zezwolenia zabronione.